To podejście może sprawić, że Kreml osiągnie cel w postaci założonej liczby zmobilizowanych; nie wygląda jednak na to, by w efekcie tacy żołnierze byli skuteczni - ocenia amerykański ośrodek. Uważa on, że w zamian za małe korzyści władze wywołają znaczne niezadowolenie w społeczeństwie.
Think tank prognozuje, że na skutek podejścia władz nieproporcjonalnie często mobilizowani będą obywatele Rosji niebędący etnicznymi Rosjanami, a także mężczyźni ze wspólnot imigranckich. Według doniesień mediów niezależnych w republice Buriacji, leżącej w azjatyckiej części Federacji Rosyjskiej i graniczącej z Mongolią, w liczącej 5 tys. mieszkańców miejscowości Kurumkan wezwano do wojska około 700 mężczyzn, czyli 25 proc. męskiej populacji.
Z innych wiadomości podawanych przez niezależne media wynika, że działania podejmowane przez władze regionalne wykraczają poza zapowiedziane kryteria zmobilizowania tylko rezerwistów z doświadczeniem. Mobilizowani są np. - mimo obietnic władz - studenci i mężczyźni, którzy w ogóle nie odbyli służby wojskowej. Zawiadomienia o wezwaniu do armii przekazywane są telefonicznie albo w środku nocy.
Prowadzona w ten sposób mobilizacja wywoła w społeczeństwie gniew i nieufność - prognozuje ISW. Kreml zapewne zdławi protesty na tym tle w najbliższych dniach. Niemniej, "ogłoszenie częściowej mobilizacji i jawne nieprzestrzeganie nawet tych kryteriów, które władze same narzuciły, może zrazić dużą część społeczeństwa, która dotąd odnosiła się bardziej tolerancyjnie do inwazji na Ukrainę, mającej na nich osobiście mniejszy wpływ" - ocenia ISW.