"Nie ma znaczenia, że Polański ma 76 lat, że posiada talent filmowy, że jego własne życie było pełne niewyobrażalnych okropności, albo że sprawa liczy już sobie kilka dziesięcioleci. Nie ma nawet znaczenia, że jego nieletnia ofiara, dziś dorosła, mu wybacza" - pisze dziennik.
"Ważne jest, że człowiek ten przyznał się do seksu z trzynastolatką, której niezakwestionowane zeznania opisywano ze szczegółami, jak podał jej szampana i quaaludes (popularny w tamtych czasach środek uspokajający, użyty wraz z alkoholem oszałamiał), rozebrał ją w wannie i nie słuchał, kiedy przerażona powiedziała: nie" - czytamy w edytorialu.
Dziennik przypomina, że Polański zbiegł z USA po uznaniu go za winnego gwałtu i dodaje, że "od tego czasu żyje bezkarnie i w luksusie". Tymczasem prokurator David F. Wells, który w filmie dokumentalnym o Polańskim powiedział, że radził prowadzącemu jego sprawę sędziemu, aby zerwał z reżyserem umowę o łagodnym potraktowaniu i wymierzył mu surowy wyrok, oświadczył, że kłamał.
"Zmyśliłem to, aby wszystko lepiej wyglądało. Kłamałem" - powiedział Wells agencji AP i dodał, że przykro mu z tego powodu. Prokurator przeszedł na emeryturę ponad dwa lata temu. Jego rewelacje w filmie "Roman Polański: Wanted and Desired", nadanym w USA przez telewizję HBO, stały się podstawą do wniesienia przez adwokatów reżysera wniosku o umorzenie sprawy jako prowadzonej z naruszeniem praworządności.
Wniosek ten, oddalony w lutym tego roku przez sąd w Los Angeles, mógł się stać - jak się komentuje - powodem podjęcia przez prokuraturę w Los Angeles bardziej energicznych kroków w kierunku ekstradycji Polańskiego. Został on aresztowany w Zurychu w sobotę, kiedy przyjechał tam na festiwal filmowy. Amerykański adwokat reżysera Chad Hummel odmówił komentarzy po wyznaniu Wellsa.