O potencjalnym starciu NATO z Rosją coraz częściej mówią wojskowi, przedstawiciele służb i politycy z szeroko pojętego Zachodu. Wskazują, że kolejnym po Ukrainie celem agresji Władimira Putina mogą być państwa nadbałtyckie, w szczególności Estonia. Taki ruch najpewniej spowodowałby wojnę Rosji z Sojuszem (prawdopodobnie głównie z jego europejskimi członkami). Analitycy Bloomberg Economics oszacowali, jakie konsekwencje dla światowej gospodarki miałby konflikt.

Wojna Rosji z NATO. Kto na Zachodzie oberwałby najmocniej?

Zniszczenia na obszarze działań wojennych, wzrost cen energii po odcięciu dostaw z Rosji oraz załamanie rynków finansowych mogłyby w pierwszym roku konfliktu zmniejszyć globalny PKB o 1,3 proc., czyli o 1,5 biliona dolarów. To poziom zbliżony do strat wywołanych pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę, która w 2022 roku kosztowała światową gospodarkę 1,5 proc. PKB.

Reklama

Straty nie rozłożą się równomiernie. Najbardziej ucierpiałyby państwa bałtyckie – ich PKB mógłby spaść aż o 43,4 proc. (dla porównania według danych MFW Ukraina odnotowała spadek o 28,8 proc. w 2022 roku). Inne państwa europejskie wciągnięte w konflikt – takie jak Finlandia, Szwecja, Polska czy Niemcy – doświadczyłyby mniejszych, ale wciąż poważnych strat. W całej Unii Europejskiej PKB mógłby się zmniejszyć o 1,2 proc. – większe wydatki na obronność złagodziłyby częściowo skutki wzrostu cen energii, szoków rynkowych i zniszczenia infrastruktury.

Reklama

Rosja straciłaby około 1 proc. PKB – jej gospodarka już teraz jest w dużej mierze odizolowana, przystosowała się do sankcji, a spadek aktywności gospodarczej byłby częściowo kompensowany przez wzrost produkcji zbrojeniowej. W Stanach Zjednoczonych zawirowania rynkowe obniżyłyby PKB o 0,7 proc., a w Chinach zaostrzenie warunków finansowych i wzrost cen energii – o 0,8 proc.

Najgorszy scenariusz. Wojna rozszerza się na Polskę

Skutki byłyby znacznie poważniejsze, jeśli wojna objęłaby inne kraje Europy. W przypadku braku natychmiastowego wsparcia wojskowego USA konflikt mógłby się rozwinąć. W odpowiedzi na ewentualne próby Rosji wysłania wojsk do państw bałtyckich, przejęcia kontroli nad Bałtykiem i zajęcia przesmyku suwalskiego (pas lądu między Litwą a Polską, oddzielający Białoruś od obwodu kaliningradzkiego), do wojny mogłyby przystąpić co najmniej sąsiednie kraje europejskie.

Rosja mogłaby przeprowadzić ataki rakietowe na europejskie bazy, obiekty infrastruktury i miasta, a także akcje dywersyjne wymierzone w rurociągi i kable komunikacyjne. W efekcie wstrzymany zostałby handel na Morzu Bałtyckim, wiele portów zostałoby zamkniętych, łańcuchy dostaw przerwane, a eksport rosyjskiej ropy i gazu znacząco ograniczony. Wzrosłyby rentowności europejskich obligacji, a warunki finansowe uległyby zaostrzeniu. Gwałtowny wzrost niepewności i niestabilności uderzyłby w inwestycje w wielu sektorach – z wyjątkiem przemysłu zbrojeniowego.

Lawina ostrzeżeń. Rosja umacnia się pod granicą NATO

Europejskie służby wywiadowcze nie mają obecnie dowodów na to, że Putin już przygotował plan ataku na terytorium NATO. Jednak w Okręgu Wojskowym Leningradzkim trwają przygotowania do konfrontacji z Sojuszem. W pobliżu granic z państwami bałtyckimi i Finlandią powstają bazy wojskowe, magazyny broni i sprzętu, sztaby dowodzenia dla dziesiątek tysięcy żołnierzy. Budowane są nowe linie kolejowe, a istniejące są rozbudowywane.

Według sekretarza generalnego NATO Marka Ruttego, Rosja może być gotowa do ataku na Sojusz w ciągu pięciu lat. Podobne oceny przedstawiają władze Niemiec oraz kilka europejskich agencji wywiadowczych.