To pierwszy tak dokładny, a na dodatek wciąż aktualizowany dokument na temat sytuacji emigrantów zarobkowych. Autorzy raportu pracujący pod kierunkiem profesora prawa Josepha Carby’ego-Halla z angielskiego Uniwersytetu w Hull początkowo zajęli się tylko Polakami. Z czasem rozszerzyli swoje badania na emigrantów z pozostałych nowych państw członkowskich UE. Autorzy raportu podkreślają, że choć skupiali się przede wszystkim na przypadkach wykorzystywania Polaków i nieuczciwych praktykach pracodawców, to jednak zdecydowana większość emigrantów z Polski jest traktowana za granicą dobrze.

Reklama

Wyzysk spotyka głównie robotników niewykwalifikowanych i tych, którzy nie znają żadnego języka obcego. Z raportu wynika, że niektórzy pracodawcy nadawali emigrantom numer, na który ci musieli reagować jak na własne imię. W pracy nie wolno im było ze sobą rozmawiać, co miało podkreślać, że są tylko robotami. Jeszcze inną historię opowiedział pan Z., który do pracy na Wyspach został zwerbowany przez agencję pośrednictwa. Pracował 60 godzin tygodniowo na 10 - 12-godzinnych zmianach nocnych za 4 funty za godzinę codziennie w innej fabryce. Za przejazd z fabryki do fabryki musiał płacić sam. Podobnie jak za dostęp do pracy (300 funtów). Jego zarobki wystarczały jedynie na pokrycie kosztów wyżywienia, zakwaterowania i transportu.

To zresztą stały schemat. Emigranci są wykorzystywani przez agencje, które mamią ich obietnicą złotych gór, a gdy zwerbowany przez nich pracownik przyjeżdża, jest zmuszany do wielogodzinnej pracy za grosze. Właśnie taki był przypadek Anny z Lublina. "Pojechałam do Anglii zachęcona ogłoszeniem agencji. Trafiłam jako sprzątaczka, moją nadzorczynią była 25-letnia Murzynka. Wyzywała nas od białych szmat. Dzień zaczynałyśmy od czyszczenia jej szpilek. Raz w tygodniu, kiedy miałyśmy wolne, musiałyśmy sprzątać jej mieszkanie. Wypłatę w kopertach rzucała nam na podłogę. Trwało to siedem miesięcy. Potem kazała nam się wynosić, bo znalazła nowe dziewczyny z Polski" - opisuje kobieta.

Agencje każą zwerbowanym płacić za wszystko: zakwaterowanie w wieloosobowych pokojach, transport do pracy, nawet gdy nie został zapewniony, a nawet za zaprowadzenie do lekarza. Pośrednicy wymyślają też dodatkowe haracze - w raporcie wymieniony jest przykład agencji z Norfolk, która pobierała od polskich pracowników opłatę administracyjną w wysokości 45 funtów tygodniowo odejmowaną od tygodniowego wynagrodzenia wynoszącego 54 funty. Na życie zostawało więc emigrantom zaledwie 11 funtów!

"Panuje powszechna zasada: jesteś Polakiem, dostaniesz mniej niż za tę samą pracę dostałby Brytyjczyk" - mówi DZIENNIKOWI Marek Wezdeńko, który do niedawna pracował w Londynie jako budowlaniec. "Oni wiedzą, że Polacy nie pójdą do sądu, nie będą się skarżyć, dlatego bardzo często trzeba walczyć, by ktoś ci zapłacił za wykonaną robotę. Często też umawiasz się na konkretną stawkę, a gdy przychodzi do wypłaty, dostajesz kilkaset funtów mniej. Kilka razy zdarzyła mi się taka sytuacja" - opowiada.

Właśnie dlatego raport przygotowany na zlecenie rzecznika praw obywatelskich ma być przestrogą dla Polaków i zachętą, by uważnie przyglądali się ofertom pracy proponowanym przez pośredników. RPO apeluje też do związków zawodowych, by bardziej interesowały się emigrantami. Janusz Kochanowski prosi związkowców, by docierali z kursami językowymi do osób planujących wyjazd oraz z informacjami o organizacjach udzielających pomocy za granicą. Powinny też stworzyć rejestr agencji pośrednictwa podejrzanych o nieuczciwe wykorzystywanie pracowników.

Autorzy raportu znaleźli już sojuszników w Radzie Unii Europejskiej, która niedawno uzgodniła projekt dyrektywy europejskiej w sprawie pracy tymczasowej. Ustalono w nim zasadę, że osoby zatrudnione za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej będą traktowane na tych samych zasadach co zatrudnione na stałe.