Książki, które uczniowie powinni poznać dogłębnie są oznaczone specjalnymi gwiazdkami. Dla gimnazjum oznakowano tak dziewięć lektur spośród około trzydziestu. W przypadku liceum osiem spośród czterdziestu. Jak sprawdziliśmy, na tej liście zarówno do gimnazjum, jak i liceum nie ma ani jednej pozycji autorstwa Stefana Żeromskiego.
Czy ministerstwo w ten sposób puszcza oko, że wystarczy przeczytać tylko lektury z gwiazdką? "Takie postawienie sprawy jest niewłaściwe" - mówi wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak. "Lista nie mówi, ile utworów przeczytać i w jakich fragmentach, bo znać trzeba wszystkie. Wskazuje tylko, które na pewno trzeba omówić" - dodaje.
Po co ministerstwo wybiera spośród lektur te najważniejsze? Tłumaczy to tak. Pomysł ma związek z egzaminami. Uczeń będzie się spodziewał pytań wprost odnoszących się do treści książki specjalnie oznaczonej na liście. Marciniak podaje przykład: tylko w przypadku utworu oznaczonego gwiazdką można spodziewać się pytania w rodzaju: "Zilustruj obyczajowość szlachecką, posługując się dziełami Henryka Sienkiewicza". "Uczeń posłuży się przykładami w zależności od tego, czy czytał <Potop> czy <Ogniem i mieczem>, czy oba" - wyjaśnia. Te powieści zostały właśnie wyróżnione na liście.
Do tej pory było inaczej - teoretycznie w pytaniu maturalnym mógł pojawić się dowolny tytuł spośród kilkudziesięciu lektur.
Jak wyjaśnia Marciniak, znajomość pozostałych lektur będzie potrzebne przy pytaniach przekrojowych. "Nie zda matury ten, kto przeczyta tylko siedem książek. Jeśli będzie pytanie przekrojowe, to jak na nie odpowiedzieć, jeśli niczego więcej się nie przeczytało?" - uzasadnia.
Według MEN to nauczyciel będzie decydował, w jakim stopniu i które utwory omówi na lekcji.
Czy nie ma obaw, że uczniowie będą czytać wyłącznie streszczenia? Zdaniem Marciniaka nie. "Nauczyciele nie używają streszczeń" - odpowiada.
Co na to nauczyciele? Katarzyna Walentynowicz, polonistka z warszawskiego liceum: "Bardzo dużo jest lektur, które przerobić można, ale nie trzeba. Jeśli na maturze pojawi się temat dotyczący lektury fakultatywnej, będzie kłopot" - przewiduje. Jej zdaniem lepiej, by młodzież miała jasno określone lektury i tylko na ich podstawie odbywał się egzamin. "Jeden nauczyciel wymaga wiecej, inny mniej. To oznacza, że część uczniów przygotuje się lepiej, inna gorzej. Jeśli matura ma być porównywalna, dobrze, by szanse były równe" - mówi.
Zwraca też uwagę, że jeśli liczba lektur z gwiazdką jest niewielka, to i tematów na maturze będzie mniej. "Do wyboru będą trzy na krzyż: <Lalka>, <Chłopi> albo <Wesele>. Tematy schematyczne, nudne i oklepane, które stale wracają" - mówi Walentynowicz.
Marcin Król, historyk idei, dodaje: "To oczywiste, że czytanie lektur szkolnych sprowadzi się do pozycji oznaczonych gwiazdką, których nie można pominąć. Może ktoś przeczyta inne dla przyjemności, ale na to bym nie liczył."
Z kolei dla Jacka Dehnela, poety młodego pokolenia, wyodrębnienie podlisty jest oczywistym sygnałem, że można czytać jeszcze mniej. "Jeśli młodzieniec nie czyta, nie znaczy to, że listę trzeba zmniejszać, aż jej wymagania będzie mógł spełnić każdy leń i gamoń" - komentuje.
Iwona Dudzik, współpraca: Bogumił Łoziński
p
To oczywiste, że teraz czytanie lektur szkolnych sprowadzi się do pozycji oznaczonych gwiazdką, których nie można pominąć. Może ktoś przeczyta inne dla przyjemności, ale na to bym nie liczył.
Ta kolejna próba zmiany w lekturach obowiązkowych wynikająca z założeniach, że te kilkadziesiąt wybranych pozycji to za dużo. To jest jednak błędne założenie, bo kilka lektur rocznie jest w stanie przeczytać każdy. Ciągłe ograniczanie listy lektur jest niedobrym kierunkiem. Młodzi czytają coraz mniej, potem przychodzą na studia bez podstawowej wiedzy o historii czy kulturze.
Drugie błędne założenie, które rzutuje na ograniczanie listy lektur obowiązkowych, to podporządkowanie ich egzaminowi maturalnemu. Lektury czyta się po to, aby zdać maturę i to według ściśle określonego klucza. W Polsce jest jakaś mania, że trzeba zaliczyć egzamin maturalny, a to przecież nie jest konieczne. Do tego w naszym kraju jest ona wzorowana na modelu francuskim, a więc bardzo trudna i selektywna.
Wskazywanie na książki, które koniecznie trzeba przeczytać, to kolejna niepotrzebna zmiana w nieustającym ciągu reformowania systemu lektur.
Marcin Król, historyk idei
p
Ministerstwo edukacji od wielu lat konsekwentnie - acz na różne sposoby i w rozmaitych zestawach lekturowych - hoduje dzieci i młodzież na kretynków. Wyodrębnienie z listy lektur obowiązkowych podlisty lektur obowiązkowszych jest oczywistym sygnałem: możecie robić jeszcze mniej.
Nie wiem, czy ktoś sobie zadał trud i policzył, ile stron muszą przeczytać uczniowie przez te 12 lat edukacji, ale z pewnością jest to ułamek tego, co musiało czytać moje pokolenie. A nie należę do zgrzybiałych starców.
Lista lektur to lista wymagań. Jeśli młodzież nie czyta, nie znaczy to, że listę należy okrawać tak długo, aż jej wymagania będzie mógł spełnić każdy leń i gamoń. Są tacy, którzy dostają piątki, i tacy, którzy dostają dwóje. Nie każdy musi skończyć liceum i studia, a tym bardziej skończyć je na samych piątkach. Nie chodzi o to, żeby dawać wszystkim dyplomy akademickie, tylko o to, żeby dawać rzetelne wykształcenie: podstawowe, średnie, wyższe. A to jest niemożliwe bez czytania, i to czytania pojętego jako wieloletnia, potężna praca.
Jecek Dehnel, pisarz, poeta, laureat Nagrody Kościelskich za 2005 r.