"Odmawiałam, ale on nic sobie z tego nie robił. Kiedy straszyłam, że o wszystkim poinformuję policję, śmiał się i mówił, że mogę zgłaszać sobie, gdzie chcę i co chcę, a jemu i tak nic się nie stanie, bo jest byłym milicjantem i ma bardzo dużo znajomości" - opowiada "Głosowi Pomorza" molestowana kobieta.
W obawie, że nikt nie uwierzy w molestowanie, kobieta przez wiele miesięcy milczała. O swoich przeżyciach postanowiła opowiedzieć dopiero w momencie, gdy na jaw zaczęły wychodzić inne skargi na szefa Arsenu. Jeden z byłych kontrolerów oskarża go m.in. o namawianie do używania przemocy wobec niesfornych gapowiczów.
>>>Szef urzędu pracy oskarżony o gwałt na bezrobotnej
Kobieta jako kontrolerka w słupskim Arsenie pracowała do lipca ubiegłego roku. Wczoraj przez kilka godzin opowiadała swoją historię policjantce.
Teofil Fijałkowski, szef słupskiego oddziału firmy Arsen, twierdzi, że nigdy nie molestował żadnej ze swoich pracownic.
"To bujdy, bzdury wyssane z palca" - odpiera zarzuty Fijałkowski. "Wszystkie zarzuty wobec mojej osoby są inspirowane przez jednego z byłych pracowników. Ten człowiek po prostu szuka zemsty za to, że został wyrzucony z pracy" - dodaje szef firmy Arsen.