Ilona Blicharz: Widział pan tajemniczego drapieżcę grasującego na Opolszczyźnie. Jak do tego doszło?
Lech Kubat*: Jechałem z domu do pracy. Ledwie wyjechałem, a tu nagle przed maskę wyskoczyła mi sarna. Nie byłem rozpędzony, bo to maluch, za szybko nie pojedzie, więc wcisnąłem hamulec i zatrzymałem samochód. Skupiłem się na tej sarnie i dlatego aż do góry podskoczyłem, bo usłyszałem łomot i wielki huk na dachu. Popatrzyłem na sufit i od razu w prawo na szybę. Ale trwało to kilka sekund, więc wiele nie widziałem.

Reklama

>>>Drapieżnik z Opolszczyzny skoczył na auto

A co pan zobaczył?
Tylko biało-siwe podbrzusze i bardzo długi ogon, którym to zwierzę przeciągnęło po szybie. Za chwilę uciekło w krzaki i tyle je widziałem. Ale na pewno nie była to sarna ani żaden kozioł czy zając. Tylko raczej jakiś ogromny kot.

Czy na samochodzie są jakieś ślady?
Są ślady pazurów, i to ogromne. Dach jest porządnie podrapany.

>>>Świadek: To był ogromny kot

Reklama

*Lech Kubat, mieszkaniec Głubczyc-Las Marysieńka, który w sobotę w drodze do pracy spotkał tajemniczego drapieżnika grasującego na Opolszczyźnie