"Niestety, nas też dosięgnął kryzys" - mówi DZIENNIKOWI Mirosław Zientała z hurtowni artykułów erotycznych International Fun Center w Warszawie. Jak szacuje, obroty w jego firmie spadły nawet o 30 procent. Wszystko przez to, że seks-shopy odwiedza coraz mniej klientów.
Ich właściciele załamują ręce. "Kiedyś u mnie było nawet stu klientów dziennie. Dziś to tylko 20" - mówi sprzedawczyni w seks-shopie na ul. Puławskiej w Warszawie. "Droższy towar nie schodzi już tak jak dawniej. Klienci kupują tańsze wibratory i sztuczne penisy. Nikt nie interesuje się gumowymi lalkami" - dodaje. Większość sklepów już zrezygnowała z prasy erotycznej, bo sprzedawały się jedynie pojedyncze egzemplarze. "U mnie to nawet prezerwatywy nie schodzą tak jak dawniej" - mówi z kolei sprzedawca ze stołecznego seks-shopu przy al. Jana Pawła II.
>>>Tylko proszę nie mówić o prezerwatywie
Skąd tak duży spadek obrotów w seks-shopach? "Ludzie myślą tylko, jak spłacić kredyt czy utrzymać rodzinę. Nie w głowie im przyjemność i zabawa" - twierdzi Mirosław Zientała.
>>>Życie seksualne ucierpi na kryzysie
Ale właściciel sklepu erotycznego przy ul. Zamojskiej w Lublinie jest dobrej myśli. "Nie zginiemy. Stali klienci z nas na pewno nie zrezygnują" - mówi.