SB była zainteresowana naszym księdzem, bo był wtedy studentem Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie. Mógł być świetnym źródłem informacji na temat wszystkiego, co się tam dzieje. Jednak podczas każdej rozmowy agenci dostawali informacje, które już znali z gazet. A o każdym spotkaniu dowiadywali się od razu przełożeni księdza Pieronka od niego samego. Co, jak można się domyślać, wykluczało możliwość tajnych spotkań.

SB przypuszczała również, że ksiądz Pieronek, na zlecenie kardynała Stefana Wyszyńskiego, rozpracowuje ks. Michała Czajkowskiego, który już wtedy był podejrzewany o współpracę ze służbami. A to mocno podważało jego "wiarygodność" dla agentów z SB.

Według dokumentów wywiadu PRL, do których dotarło "Życie Warszawy", ostatnim sprawdzianem lojalności księdza wobec państwa miało być zaproszenie na zjazd "księży-patriotów" we Wrocławiu. Tu ksiądz Pieronek ponownie "zawiódł" władzę, bo o sprawie natychmiast powiadomił ordynariusza wrocławskiego abp. Kominka.