"Rozważamy wszystkie hipotezy, takie jak atak terrorystyczny, działanie szaleńca, czy nieuczciwa konkurencja" - zdradza dziennikowi.pl Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. A od poniedziałku w Jelfie siedzi kontrola ministerstwa, która ma sprawdzić, jak doszło do zamiany.

Według wiceministra Piechy bardziej prawdopodobne od ataku terrorystycznego było czyjeś działanie na szkodę Jelfy. Mówiąc prościej: ktoś, nie licząc się z ludzkim życiem, dodał zabójczej trucizny do corhydronu tylko po to, by narobić Jelfie kłopotów i zgarnąć jej udziały w rynku lekarstw.

Sprawa dotyczy partii leku corhydron, produkowanego przez jeleniogórską firmę Jelfa. W ampułkach z lekiem się w nim inny, śmiertelnie trujący środek. Trefną partię ponad 6500 opakowań wycofano ze sprzedaży w październiku, ale firma nikomu o tym nie powiedziała. Po wykryciu afery przez DZIENNIK sprawą zajęła się prokuratura.