Najbardziej oburza Kutza, że ryzykowano ludzkim życiem po to, by z kopalni wydobyć maszyny warte miliony złotych. Dodatkowo tam nie poszli normalni górnicy. "To byli ludzie z zewnątrz. I nie dość, że nie mieli specjalnych urządzeń, to jeszcze nie poszli z nimi ratownicy. A tak powinno być w takich przypadkach" - denerwuje się Kutz. Przypomina, że chodnik w "Halembie" był od dawna zamknięty, groził w nim wybuch metanu.

Dlaczego więc ludzie zgodzili się tam wejść? "Tam, gdzie zamykają kopalnie, jest nędza. I wszyscy inni, jeszcze pracujący górnicy, trzymają się kopalni z całej siły" - opowiada Kutz. Dlatego nikt nie protestuje, kiedy musi iść w takie miejsca. I nikt nie chce, żeby jego kompanię zamknięto. Bo wtedy głód zagląda w oczy całej rodzinie. Najczęściej dość licznej. Ale życia nie da się przeliczyć na pieniądze.

Kutz wstrząśnięty jest też decyzją władz kopalni o kontynuowaniu wydobycia. Rano górników wysłano do normalnej pracy, podczas gdy w innej części kopalni ratownicy walczą o życie ich kolegów. "Ale ci ludzie musieli zejść na dół, bo inaczej nie będą mieli co jeść" - dodaje Kutz.