Teraz w trakcie akcji snajperzy są w praktyce bezrobotni, bo podlegają tym samym zasadom użycia broni, co reszta policjantów. Muszą pamiętać, by najpierw oddać strzał ostrzegawczy i żeby wyrządzić jak najmniejszą krzywdę napastnikowi. Ale są sytuacje, w których dla ratowania życia niewinnych ofiar trzeba działać bardziej zdecydowanie.

Miesiąc temu w Sieradzu, kiedy strażnik więzienny strzelał do trzech policjantów, ranni przez dwie godziny czekali na pomoc. W tym czasie negocjatorzy próbowali skłonić desperata do poddania się. Kiedy w końcu dał za wygraną, dwaj funkcjonariusze już nie żyli, trzeci zmarł na stole operacyjnym. Niewykluczone, że gdyby strażnik został zastrzelony od razu, przynajmniej jeden z rannych dziś by żył. "Badamy także i ten wątek. Sprawdzamy, czy policjanci mieli jakiekolwiek szanse na przeżycie po udzieleniu pomocy medycznej" - mówi DZIENNIKOWI naczelnik wydziału śledczego sieradzkiej prokuratury okręgowej, Krystyna Patora. Ale w Sieradzu snajper nie mógł po prostu zastrzelić szaleńca - nie miał do tego prawa. Inaczej jest np. w Niemczech.

"W niektórych niemieckich landach istnieje pojęcie <strzału ratunkowego>. Z dużym prawdopodobieństwem może on spowodować śmierć lub poważne zranienie przestępcy, ale ma ochronić życie ofiary" - tłumaczy policjant z Komendy Głównej, znający niemieckie prawo. "Strzał" funkcjonuje w Bawarii, Brandenburgii, Saksonii, Badenii-Wirtembergii, Turyngii. "Decyzję podejmuje oficer prowadzący akcję albo sam strzelec wyborowy, jeśli oceni, że jest taka konieczność" - tłumaczy nasz rozmówca.

W Polsce policjanci od lat próbują doprosić się podobnej regulacji prawnej. W projekcie ustawy sprzed czterech lat zapisano, że funkcjonariusz korzystający z broni snajperskiej może "przewidywać możliwość śmiertelnego skutku użycia broni palnej, gdy w istniejących okolicznościach jest to jedyny skuteczny sposób odparcia zamachu stanowiącego bezpośrednie zagrożenie dla życia ludzkiego". Ale dokument utknął w biurkach MSWiA. Z naszych informacji wynika, że niedawno z Komendy Głównej Policji do resortu spraw wewnętrznych trafił kolejny projekt zmian w policyjnych przepisach, który przewiduje - podobnie jak w Niemczech - możliwość oddania "strzału ratunkowego".

Za zmianą przepisów używania broni przez policję jest Kuba Jałoszyński, były szef jednostki antyterrorystycznej KGP. "Obecnie użycie broni nie może zmierzać do pozbawienia życia drugiej osoby. To jakiś nonsens, ponieważ człowiek stworzył broń palną właśnie po to, aby zabijać, czy się to komuś podoba, czy nie. Jeżeli policjant lub inna uprawniona osoba używa broni, to jest to stan wyższej konieczności - i z tego wynika czasami potrzeba ratowania wyższego dobra, na przykład życia zakładnika kosztem życia bandyty. Polska ratyfikowała Europejską Kartę Praw Człowieka i Obywatela, która to dopuszcza taką możliwość" - mówi Jałoszyński.

Jeszcze dalej chciałby pójść gen. Sławomir Petelicki, założyciel jednostki GROM i jej pierwszy dowódca. Jego zdaniem do akcji antyterrorystycznych należałoby używać formacji specjalnych, np. GROM-u. W Wielkiej Brytanii po ataku na ambasadę irańską w Londynie w 1980 roku Margaret Thatcher wprowadziła przepis, który mówił, że w takich przypadkach do akcji wkracza brytyjska jednostka specjalna SAS. "Policja otacza budynek i mówi przez megafon: Macie 5 minut na wyjście z rękami do góry, inaczej wchodzi SAS. A SAS nie zatrzymuje, SAS eliminuje. I w 98 proc. przypadków bandyci się poddawali" - krótko tłumaczy Petelicki.



Kaczmarek: "Strzał ratunkowy" to ostateczność

Daniel Walczak: Czy przepis o "strzale ratunkowym" to nie będzie licencja na zabijanie dla policji?
Janusz Kaczmarek, szef MSWiA:
Jeśli ten zapis zostanie wprowadzony, to będzie to narzędzie do wykorzystywania wyłącznie w ostateczności. W sytuacji ekstremalnie dramatycznej dla życia niewinnych osób, których w inny sposób nie będzie można uratować.

Tak jak w Sieradzu, gdzie strażnik szaleniec nie pozwalał na ewakuację rannych policjantów?
Przykłady Sieradza czy akcji w Magdalence pokazują, że taki przepis jest po prostu potrzebny. Osobiście jestem za jego wprowadzeniem. Ale zanim zmienimy prawo, trzeba dokładnie przyjrzeć się, jak to rozwiązano w innych krajach, wybrać najlepszy wzór. W tej chwili pracują nad tym zespół ds. terroryzmu i zespół ds. służb specjalnych, bo taki przepis będzie dotyczyć nie tylko policji.

A kto miałby podejmować tak odpowiedzialną decyzję? Chodzi o ludzkie życie. Prokurator apelacyjny na danym terenie? Prokurator generalny? Szef MSWiA?
Nie. Takie wydarzenia dzieją się niezwykle szybko i angażowanie kogoś spoza służby organizującej akcję byłoby marnowaniem czasu. Moim zdaniem decyzję musi podejmować ktoś na miejscu kierujący całą operacją.