Śledztwo w sprawie odrażających zabaw młodych wojaków z Wrocławia w egzekucję i filmowanie swych wyczynów trwa od ponad czterech miesięcy. Prowadzi je wrocławska prokuratura. W lutym zdjęcia z filmu pokazał "Fakt". Widać na nim, jak jeden żołnierz klęczy ze związanymi rękami, a drugi kieruje pistolet w tył jego głowy. Rozlega się strzał. Klęczący osuwa się na ziemię.
Wiadomo, że jednym z tak zabawiających się jest syn wiceadmirała Tomasza Mathei, zastępcy szefa Sztabu Generalnego, jednego z najbardziej wpływowych generałów w Polsce - pisze "Rzeczpospolita". Kiedy śledczy to ustalili, dochodzenie nagle zwolniło. Gazeta informuje, że do dzisiaj nie postawiono żadnych zarzutów w tej sprawie, a chodzi m.in. o nieprzepisowe posługiwanie się bronią i złamanie rozkazów.
Zarzuty mają zostać postawione żołnierzom w najbliższych dniach. Ale już wiadomo, że nie wszystkim, którzy są na zdjęciach. Nikt na razie nie potrafi powiedzieć, czy będzie wśród nich syn generała.
"Zarzuty będą dotyczyły jednostkowych przypadków. Nie wiem, czy będą one dotyczyły syna pana Mathei" - mówi pułkownik Andrzej Haładyn, szef wrocławskiej Prokuratury Garnizonowej.
Jednak wiceadmirał stanowczo zaprzecza, by wywierał jakikolwiek wpływ na żandarmerię wojskową.
"Jako oficer zajmujący kierownicze stanowisko w strukturach Sztabu Generalnego WP nigdy nie pozwoliłbym sobie i nie pozwolę na wykorzystanie mojej pozycji dla osobistych korzyści czy ochrony prywatnych interesów. Takie działania są całkowicie sprzeczne z kodeksem honorowym oficera" - podkreślił w specjalnym oświadczeniu wiceadmirał Mathea.
Dodał, że osobiście boli go fakt, że wśród osób, wobec których prowadzone jest dochodzenie, znajduje się jego syn. I zapewnia, że o jego winie bądź niewinności zadecydują niezawisłe organy sądownictwa wojskowego.