"Co zrobiła Jolanta Kwaśniewska, gdy przez 10 lat była żoną prezydenta, by poprawić los pielęgniarek?" - pytała Szczypińska przed siedzibą premiera. Nie podobało się jej, że Kwaśniewska przyszła wczoraj do pielęgniarek i poparła ich protest.

Szczypińska powiedziała też, że w kancelarii rozmawiała z jedną z pielęgniarek - swoją koleżanką, z którą pracowała w szpitalu, gdy sama była pielęgniarką. Ta miała powiedzieć posłance, że cztery okupujące budynek od wtorku kobiety chciałyby przerwać protest, ale nie pozwalają im na to szefowe związku.

"Niby jak możemy wywierać jakąkolwiek presję, skoro nie możemy się nawet skontaktować z koleżankami w środku?" - odpowiadają siostry przed budynkiem. Protestuje tam wciąż około 400 osób. Rząd chce z nimi rozmawiać, ale dopiero w poniedziałek i po zakończeniu okupacji budynku.

Kwaśniewska przyjechała do pielęgniarek wczoraj. Przywiozła demonstrującym kobietom czerwoną różę i pozowała przy okazji fotoreporterom. Zresztą nie tylko ona - wcześniej u protestujących kobiet była m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wygląda na to, że teraz każdy, kto nie zgadza się z rządem, chce zrobić sobie z pielęgniarkami zdjęcie - zupełnie jak z białym misiem na Krupówkach.

"Tym kobietom należy się szacunek" - mówiła o strajkujących była prezydentowa. "Kobiety pracujące na oddziałach intensywnej terapii zarabiają po 800, po 900 zł. Ja w tych szpitalach bywałam przez 10 lat. Ta sytuacja jest nierozwiązana przez tyle lat. Basta. Koniec" - mówiła ostro do kamer i mikrofonów.