16 lat temu pani Maria przeszła na rentę, a potem na emeryturę. Ciężko choruje: ma poważne problemy z pamięcią i ataki padaczki. Wymaga całodobowej opieki ze strony rodziny. "Nie mogę w to uwierzyć, to po prostu zwykła kradzież" - opowiada "Faktowi" słabym głosem pani Maria o swoich problemach z ZUS-em. Podstawę emerytury wyliczono jej 16 lat temu. Urzędnicy poinformowali panią Marię, że będzie dostawała 1245 zł. Ta suma pozwalała jej na wykup drogich lekarstw i opłaty mieszkaniowe.

Reklama

Kilka dni temu dostała list z ZUS-u. Wynikało z niego, że pieniądze, które dostawała przez te lata nie należą jej się. I od sierpnia będzie dostawała połowę mniej. "To przecież rozbój w biały dzień! Gdyby mama wiedziała, że tak będzie, to inaczej pokierowałaby swoim życiem. Ubezpieczyła się dodatkowo, płaciła na trzeci filar..." - oburza się Sylwia Pietrzak, synowa pani Marii. "Byliśmy tam, chcieliśmy to wyjaśnić, ale nikt nas nie dopuścił do urzędnika" - dodaje.

Teraz z dodatkiem pielęgnacyjnym kobieta ma dostawać 700 zł. To kropla w morzu potrzeb, bo górę tej sumy pochłoną opłaty za mieszkanie, leki i odpowiednie żywienie. Co na to ZUS? Twierdzi, że były w błędy w wyliczeniach. I tyle. "Sprawdzimy tę sprawę" - mówi "Faktowi" Ewa Pancer, rzecznik ZUS w Gdasku. Pani Maria w urzędzie tego nie usłyszała.