Dziewięć amstaffów przetrzymywanych było w opuszczonym gospodarstwie. Najprawdopodobniej są to psy ze zlikwidowanej wiosną hodowli w Dymaczewie - pisze "Głos Wielkopolski".

"To oczywiste, że rany powstały w walkach" - mówi gazecie Wiesława Możdżeń, szefowa gnieźnieńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

Psy były tak przywiązane, by nie mogły do siebie podchodzić i wzajemnie się atakować. Tą wstrząsającą sprawą zajęła się już prokuratura.