Samolot PLL LOT z około 100 osobami na pokładzie wylądował na warszawskim lotnisku Chopina ok. godz. 19. Większość pasażerów to Polacy.

"Ulice Kairu są puste i smutne. Pozabijane sklepy, większość miejsc turystycznych, jak np. muzea, nieczynna. W ciągu dnia niewiele jest miejsc, które można zwiedzić, czas na to jest też ograniczony, ponieważ od godz. 15 do 6 rano trwa godzina policyjna" - powiedział PAP pan Henryk.

Reklama

"Nasz autokar jechał nocą, widzieliśmy grupy ludzi, którzy grasowali na ulicach; stali z maczugami, siekierami, przy rozpalonych ogniskach. Część z nich pilnowała własnego dobytku" - opowiadał z kolei pan Marian, który wraz z żoną przyjechał z Luxoru do hotelu w Kairze dwa dni temu.



Jego żona mówiła, że przed północą ich autokar został zatrzymany na jednej z tzw. bramek kontrolujących. "Kierowca został wyciągnięty na zewnątrz, ręce miał założone z tyłu na kark i czterech wojskowych mierzyło do niego z karabinów. Nie wiedzieliśmy, czy zaczną do niego strzelać. To były straszne emocje. Ale sprawdzili, że jesteśmy turystami i puszczono nas dalej" - opowiadała.

Tomek, który spędził w Kairze jeden dzień, był przed siedzibą tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych oraz telewizji. "W centrum miasta popołudniami są +zadymy+. Łatwo można oberwać kamieniem albo jakimś innym przedmiotem. Tłum chce zmian i czuć to, kiedy się na nich patrzy" - relacjonował.

Panią Helenę ujęła życzliwość mieszkańców Kairu. "Ludzie są bardzo przyjaźni i serdeczni dla turystów. Jest to ruch oddolny, a zatem nie jest on skierowany przeciw obywatelom. Bardzo dobrze jest odbierane przez mieszkańców Kairu wojsko. Wchodzą na czołgi i robią sobie zdjęcia" - opowiadała.

Reklama

Pasażerowie polskiego rejsu mówili o chaosie, jaki panował na lotnisku w Kairze, ale podkreślali, że czuli się bezpiecznie.

"Mnóstwo ludzi czeka na lotnisku, by się wydostać do swoich krajów. Egipcjanie nie panują nad sytuacją. Jest dezorganizacja, nie przyjmują do terminalu pasażerów, którzy nie mają zaklepanego lotu" - opowiadała pani Elżbieta. Wspomniała jednak o innym problemie: "Spędziliśmy jedną noc na lotnisku, bez picia i jedzenia. Dopiero jak przyjechał konsul, otrzymaliśmy posiłek".

Również Marcin ubolewał, że w strefie dostępnej dla wszystkich brakowało napojów i jedzenia. "Dopiero w strefie bezcłowej mogłem sobie coś zakupić do picia" - mówił.

Pan Krzysztof poleciał do Kairu w interesach, ale ze względu na zamieszki jego spotkania zostały odwołane. "Wrócę tam, jak tylko sytuacja się uspokoi" - zapowiedział.