To, co wydarzyło się w Nangar Khel, według Osieckiego było "wielką tragedią". "Także dla osób, które zginęły i zostały ranne" – stwierdził w "Kontrwywiadzie" radia RMF FM. "Na wojnie różne dzieją się rzeczy. Niestety, w naszym przypadku doszło do splotu paru niekorzystnych okoliczności" – dodał. Wymienia tu m.in. niesprawną amunicję, pociski moździerzowe, kiepskie celowniki i moździerze.

Reklama

Mimo wszystko, Osiecki nie czuje się "kozłem ofiarnym". Ale też nie ukrywa, że jego zdaniem, afera była "nakręcana". "Generalnie, bardzo się cieszę, że są ludzie, politycy zwłaszcza, którzy widzą, że coś było nie tak w tej sytuacji" – stwierdza. Według niego, część osób, którym zależało na przykładnym ukaraniu żołnierzy z Nangar Khel, już dziś nie żyje – zginęła w katastrofie Tu-154. Dotyczy to w szczególności szefa MON, a przed katastrofą – BBN, Aleksandra Szczygły.

Osiecki był przekonany, że proces skończy się uniewinnieniem. "Generalnie ja wierzę w nasz naród" – podkreśla. Jak twierdzi, żołnierze czuli wsparcie społeczeństwa, swoich rodzin oraz generałów, m.in. Skrzypczaka, Wójcika czy Petelickiego. Mimo tragedii w Nangar Khel, chorąży jest przekonany, że misje w Afganistanie i w Iraku są potrzebne. Osiecki nie podjął jeszcze decyzji, czy pozostanie w szeregach armii. Zrobi to zapewne jesienią.