"Śpij Misiu, lulaj", "Jak cię zobaczę, ostatnie soki z ciebie wyduszę", "Działasz normalnie tak, że nie wiem…" - tak rozmawiali ze sobą agent Tomek i Beata Sawicka. Szczegóły czułej wymiany wiadomości wyszły na jaw w czasie korupcyjnego procesu byłej posłanki.

Reklama

Stenogramy rozmów i SMS-y wysyłanej przez Tomasza Kaczmarka przeanalizowali biegli psychologowie. Nie mają oni wątpliwości, że agent CBA był "szkolony w uwodzeniu". Stosował techniki manipulacji dokładnie znane i opisane naukowo. Znał podstawy psychologii, wiedział, jak, co i kiedy ma mówić, jak się zachowywać, by zdobyć zaufanie Beaty Sawickiej, by doszło do uczuciowej więzi i fascynacji - wyjaśnia obrońca byłej posłanki, mec. Jacek Dubois.

Drugi z reprezentujących Sawicką adwokatów dodaje, że w feralnym okresie była posłanka była w bardzo trudnej sytuacji osobistej. Grał na jej poczuciu samotności - mówi m. Mikołaj Pietrzak.

O tego rodzaju metodach pracy służb specjalnych z dezaprobatą wypowiada się Jacek Cichocki. Uważam, że służby specjalne, jeżeli chodzi o kwestie korupcyjne, nie powinny wykorzystywać słabości ludzkich i tworzyć głębokiej prowokacji po to, żeby kusić obywatela. (...)Jeżeli pozwolimy służbom specjalnym przekraczać tę granicę i tworzyć głęboką rzeczywistość wirtualną, która ma bazować na rzeczach, które dla nas są ważne - przekonywał szef MSW w Radiu ZET. Stwierdził, że podczas gdy służby za swój największy sukces uważają ściganie i złapanie, to on wolałby, by przede wszystkim zajęły się przeciwdziałaniu korupcji.

Nie zależy nam na tym, żeby służby specjalne czekały, aż dojdzie dokorupcji, czyli dojdzie do szkody, a potem działały, tylko żeby przeciwdziałały tej szkodzie. Bo jeżeli dojdzie do szkody, to my wszyscy za to płacimy - mówił Cichocki.