Seredyński był zatrzymany po jednej z głośniejszych akcji przeprowadzonych przez CBA w 2009 roku. Razem z nim w ręce agentów Biura wpadła prawniczka i celebrytka Weronika Marczuk. CBA podejrzewało, że oboje chcą ustawić przetarg na Wydawnictwa Naukowo-Techniczne - spółkę skarbu państwa, która ma w swym posiadaniu atrakcyjną nieruchomość w centrum Warszawy.
Akcja CBA skończyła się zatrzymaniem obojga i śledztwem. Jego finałem było jednak umorzeniem i oczyszczeniem z zarzutów zarówno Marczuk, jak i Seredyńskiego. O ile jednak Weronika Marczuk po okresie nieobecności wróciła do pracy, o tyle Seredyński skarży się, że wszystkie drzwi są przed nim pozamykane.
Byłem na samym szczycie kariery. Nagle zostałem zepchnięty w dół tak, że nie jestem w stanie nawet przejść przez rozmowę kwalifikacyjną - mówił przed sądem. I opowiada, że niedawno wygrał konkurs na dyrektora w jednym z uzdrowisk. Gdy jednak dowiedziano się o jego przeszłości, konkurs został unieważniony. Pytany o to, z czego żyje, wyjaśniał: Dzięki uprzejmości mojej przyjaciółki sprzątam w barze i nalewam piwo za "co łaska", za "co łaska" oprowadzam kuracjuszy po Szczawnie-Zdroju - opowiadał łamiącym się głosem Seredyński, z wykształcenia inżynier fizyki technicznej.
O agentach CBA mówił "oprawcy" i wyznał, że ma żal do państwa za dopuszczenie do takiej sytuacji. Żalił się, że poza pracą, po akcji CBA posypało mu się również życie prywatne. Dlatego domaga się półtora miliona złotych zadośćuczynienia i ponad 500 tysięcy złotych odszkodowania za straty moralne i materialne. Ze słów sędziego wygłoszonych po rozpoczęciu procesu wynika, że zasądzenie odszkodowania jest niemal pewne.
Swój pozew przygotowuje również Weronika Marczuk. Ta sprawa była najstraszniejszym doświadczeniem, jakie przeszłam. Straciłam wszystko, gdyby nie przyjaciele, trudno byłoby mi wrócić do życia - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".