Lech Kaczyński podczas lotu do Smoleńska miał przy sobie dwa telefony. Oba zarejestrowane były na Kancelarię Prezydenta RP. Aparat, z którego na terenie Rosji odsłuchano pocztę głosową, był spalony. Drugi, który został przekazany rodzinie, także był poważnie uszkodzony.
Ze spalonego telefonu nie można się połączyć, ponieważ wysoka temperatura w trakcie pożaru uszkadza elektronikę. Odsłuchanie wiadomości nagranych na poczcie głosowej w takiej sytuacji jest możliwe jedynie dzięki przełożeniu nieuszkodzonej karty SIM do innego aparatu lub bezpośrednio z serwera, na którym zostały one zachowane.
Aparat prezydenta po katastrofie był kilka razy włączany. Telefony należące do obecnej na pokładzie Tu-154M generalicji mógł spotkać podobny los. Za pośrednictwem tych aparatów można było uzyskać dostęp do dokumentacji wojskowej.