Dopuszczalne stężenia gazów nie były przekroczone - mówią przedstawiciele kopalni Mysłowice-Wesoła, odpierając zarzuty "Gazety Wyborczej". Ich zdaniem, w artykule dotyczącym wypadku jest wiele niedomówień i przekłamań.Jak podkreśla Grzegorz Standziak ze sztabu akcji ratowniczej, w poniedziałek ponad 660 metrów pod ziemią była prowadzona tylko i wyłącznie akcja profilaktyczna, a nie - jak sugeruje "Wyborcza" - coś więcej. Jego zdaniem, poziomy stężenia tlenku węgla są w normie.To, że tlenek się pojawia, świadczy o tym, że gdzieś ma miejsce zarzewie pożaru - tłumaczy Grzegorz Standziak.
Stąd prowadzone przez ratowników prace profilaktyczne. Gdyby nie one, doszłoby do prawdziwego pożaru w tym rejonie"- dodaje przedstawiciel sztabu ratowniczego.
Grzegorz Standziak zaznaczył, że nieporozumieniem jest także tytuł artykułu "Fedrowali w metanie". W kopalni metanowej, a w szczególności wydobywającej węgiel w najwyższym stopniu zagrożenia metanowego, gaz ten zawsze występuje i w jego bezpiecznych stężeniach można bez przeszkód pracować.
Prace wydobywcze prowadzone są wtedy, gdy stężenie metanu w rejonie wyrobiska nie przekraczają 2%. Kiedy ta granica zostaje przekroczona, górnicy są wycofywani - tłumaczy Grzegorz Standziak. Jak zaznaczył, jego słowa na pewno potwierdzą zabezpieczone przez Wyższy Urząd Górniczy i prokuraturę zapisy kopalnianych czujników.
ZOBACZ TAKŻE:W siemianowickim szpitalu zmarł poparzony górnik>>>