DGP udało się dotrzeć do szczegółów sprawy dotyczącej wydarzeń sprzed dwóch i pół roku. Antoni K. był wówczas dyrektorem gabinetu prezes ZUS Getrudy Uścińskiej. Złożył wypowiedzenie na początku czerwca 2017 r. i rozstawał się z Zakładem za porozumieniem stron. Ostatecznie został jednak wyrzucony dyscyplinarnie. Powodem miało być przyłapanie go na wynoszeniu w okresie wypowiedzenia wrażliwych danych, w tym informacji o ponad 45 tys. podmiotów, które były płatnikami składek na ubezpieczenie społeczne.

Reklama

Sprawa trafiła do prokuratury, o czym informował już „Fakt”. Udało nam się ustalić, że pod koniec marca ubiegłego roku śledczy skierowali w tej sprawie akt oskarżenia. Z informacji, jakie uzyskaliśmy w Sądzie Rejonowym Warszawa-Żoliborz, wynika, że odbyły się dwie rozprawy. Oskarżenie dotyczy przestępstwa nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w związku z ustawą o ochronie danych osobowych.

– Skierowane (…) oskarżenia są bezpodstawne i stanowią kolejny przejaw stosowanego wobec mojej osoby mobbingu przez ZUS, z którego zawiadomienia jest cała sprawa – napisał K. w odpowiedzi na pytania DGP. Zwraca też uwagę, że po dyscyplinarnym zwolnieniu przez ZUS skierował sprawę do sądu pracy. Ten zaś stanął po jego stronie. – Zgodnie z prawomocnym wyrokiem sądu potwierdzone zostało wypowiedzenie przeze mnie umowy o pracę ze względu na stosowany przez pracodawcę mobbing – podkreśla K. Na dowód przesyła nam kopię wyroku.

ZUS nie odpowiedział na nasze pytania o kulisy rozstania z Antonim K. oraz o to, czy procedury bezpieczeństwa zmieniły się, aby w przyszłości uniemożliwić wyprowadzenie jakichkolwiek danych.

Dyrektor odchodzi z danymi

K. trafił do ZUS w kwietniu 2016 r. Początkowo jako radca prezesa. W lipcu awansował na dyrektora gabinetu jego szefowej. Na tym stanowisku otrzymał wiele pełnomocnictw dotyczących m.in. dostępu do danych. Miał również upoważnienie pozwalające zapoznawać się z informacjami o klauzuli „zastrzeżone”.

Udało nam się też dotrzeć do zawiadomienia do prokuratury i szczegółów tego, co stało się jego podstawą. Wynika z niego, że K. miał dostęp do tajemnic ZUS – danych finansowych, danych osobowych płatników ZUS, zestawienia umów cywilnoprawnych zawartych przez Zakład wraz z danymi osobowymi przyjmujących zlecenie, dokumentów z posiedzeń zarządu ZUS. Część dokumentów i zestawień przesyłał zaś ze służbowej skrzynki pocztowej na prywatny adres.

Reklama

Najpoważniej wygląda wątek, w którym poza ZUS wyciekły dane 45 142 podmiotów będących płatnikami składek na ubezpieczenie społeczne, a także informacje o tych podmiotach, takie jak numer REGON, nazwa czy adres siedziby.

„(...) żaden pracownik ZUS nie ma dostępu, jak również nie jest upoważniony do posiadania danych o takiej wadze, jak dane identyfikujące ponad 45 tys. płatników składek. Dane dotyczące płatników, jak i ubezpieczonych wraz z informacjami o stanie kont i kwocie odprowadzanych składek stanowią najpilniej strzeżoną tajemnicę ZUS. Każda próba odszukania tego typu danych w systemie teleinformatycznym ZUS kończy się dyscyplinarnym zwolnieniem pracownika” – czytamy w uzasadnieniu podejrzenia popełnienia przestępstwa i dalej: „ujawnienie, bądź wykorzystanie tego typu danych może wprost prowadzić do poważnego narażenia na bezpieczeństwo interesu państwa i poważnie nadszarpnąć reputację ZUS, jak i całego systemu ubezpieczeń społecznych”.

Zawiadomienie jest pokłosiem kontroli wewnętrznej. Zleciła ją prezes Zakładu po tym, jak K. złożył wypowiedzenie. Objęła okres od początku maja do końca czerwca i ustaliła, że od 4 czerwca do 17 czerwca 2017 r. dyrektor 47 razy przesyłał różne dane na prywatny e-mail.

Zainteresowany: to nieprawda

– Nie przekazywałem nikomu żadnych danych z ZUS czy dotyczących ZUS. Wszystkie moje działania były zgodne z prawem oraz praktyką stosowaną wśród kadry zarządzającej ZUS w tamtym czasie. Dane, o których zabór w niecnym celu się mnie oskarża, nie były w żaden sposób utajnione, nie były w żaden sposób przeze mnie wykorzystywane czy przekazywane do kogokolwiek. Tym bardziej w celach komercyjnych – twierdzi K.

Z ZUS do PFN i biznesu

ZUS złożył zawiadomienie do prokuratury 12 września 2017 r. Kilka dni później okazało się, że Antoni K. ma nową pracę. Został członkiem zarządu Polskiej Fundacji Narodowej, która – przynajmniej w teorii – ma się zajmować budowaniem pozytywnego wizerunku kraju na arenie międzynarodowej. Były szef gabinetu prezes ZUS pracował w PFN kilka miesięcy, odszedł dopiero po tym, jak „Fakt” opisał kulisy jego rozstania z Zakładem.

Dzisiaj K. jest ekspertem i częstym komentatorem spraw dotyczących systemu ubezpieczeń społecznych czy zmian w systemie emerytalnym. Blisko współpracuje z byłym członkiem zarządu ZUS Marcinem Wojewódką, z którym w ZUS pojawili się w podobnym czasie i rozstali z Zakładem także w tym samym niemal okresie. Wojewódka rezygnację złożył na początku czerwca 2017 r., a rzecznik ZUS informował, że powodem jego odejścia są „czekające go nowe wyzwania zawodowe w drugiej połowie 2017 r.”. K. i Wojewódka stworzyli think tank Instytut Emerytalny, który zajmuje się m.in. prowadzeniem szkoleń dla firm na temat pracowniczych planów emerytalnych czy pracowniczych planów kapitałowych. Pierwszy jest jego prezesem, drugi członkiem zarządu. K. pracuje także w Kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.

W zawiadomieniu ZUS do prokuratury pojawia się wniosek, aby ta zweryfikowała aktualną aktywność zawodową Antoniego K., bo w niej może się kryć motywacja związana z przesyłaniem danych ZUS na prywatny adres.

Także Marcin Wojewódka stanowczo zaprzecza i podkreśla, że zarówno instytut, jak i kancelaria nie otrzymały i nie korzystały z jakichkolwiek danych przekazanych rzekomo przez K. Jego zdaniem zawiadomienie ZUS to manipulacja i próba pomówienia byłego dyrektora gabinetu. Uważa też, że fragment zawiadomienia, w którym ZUS uważa, że weryfikacji wymaga praca K., to „przykład naruszania przez składających zawiadomienie dóbr osobistych” jego kancelarii oraz Instytutu Emerytalnego „poprzez rzucanie bezpodstawnych oskarżeń”. „Nieukrywane moje zdziwienie budzi formułowanie zarzutów przesyłania czegokolwiek na prywatne adres mailowe, w sytuacji, w której w okresie, którego dotyczą zarzuty formułowane w stosunku do K., częstą praktyką działania stosowaną przez samą prezes ZUS było korzystanie dla celów służbowych z prywatnych adresów mailowych” – podkreśla Wojewódka.