Na terenie Nadleśnictwa Prudnik znaleziono otrutego bielika. To już drugi taki przypadek w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Zdaniem leśników, ktoś celowo wykłada zatruty pokarm. Sprawą zajmuje się policja z Głubczyc.

Reklama

Pierwszego podtrutego bielika znaleziono w grudniu ubiegłego roku. Ptak po długotrwałym leczeniu został wypuszczony na wolność w pobliżu Jeziora Nyskiego. Kolejny przypadek zatrucia bielika stwierdzono w okolicach Prudnika. Martwego bielika znaleziono w czwartek, kilkaset metrów od miejsca, gdzie w połowie grudnia ub. roku od zaprawionego trucizną mięsa padło 14 kruków, cztery lisy i jenot. Wokół martwych zwierząt znaleziono kawałki wieprzowiny, rybie głowy i jaja.

Zdaniem specjalistów, pokarm został celowo nastrzyknięty trucizną i wyłożony w taki sposób, by zwabić i otruć dziką zwierzynę.

To podejrzenie graniczące wręcz z pewnością. Świadczą o tym choćby znalezione jaja. W grudniu nie ma lęgów, a więc musiały one pochodzić z hodowli. Podrzucenie zatrutego pokarmu było celowe. Miało zwabić drapieżniki żywiące się padliną i tak się stało - uważa powiatowy lekarz weterynarii w Głubczycach Marek Szaciłło-Kosowski.

Podobnego zdania są pracownicy Nadleśnictwa Prudnik.

Trzy przypadki trucia zwierząt w dokładnie ten sam sposób to z pewnością nie jest przypadek ani zbieg okoliczności. To zaplanowany proceder, którego sprawcą może być zarówno jakiś zdesperowany hodowca, ale także zwyrodnialec. Dopóki nie zostanie zatrzymany, trudno mówić o motywach jego działania – uważa Marek Kleczewski z Nadleśnictwa Prudnik.