Jak pisze tygodnik, decyzja sądu wprawiła w osłupienie policjantów i ofiary. "Ci, którzy wyjdą, nadal mogą porywać" - przestrzega w rozmowie z "Wprost" funkcjonariusz wydziału terroru kryminalnego. "To są bezwzględni bandyci, którzy teraz będą się mścić na nas za składanie zeznań przed sądem" - mówi żona porwanego mężczyzny.

Reklama

Rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga Marcin Łochowski tłumaczy jednak, że na wolność wyszedł tylko jeden oskarżony. Pozostali odbywają bowiem kary więzienia za inne przestępstwa.

Decyzję o uchyleniu aresztu podjął trzyosobowy skład sędziowski, a jednym z sędziów była Barbara Piwnik.

Jak twierdzi "Wprost", sąd uznał, że "na tym etapie procesu nie ma już podstaw do stosowania tymczasowego aresztu". Zażalenie prokuratury ma zostać rozpatrzone 18 stycznia.

Według prasy, tzw. gang obcinaczy palców ma na sumieniu co najmniej 20 uprowadzeń i trzy zabójstwa. Ciał dwojga zakładników - hinduskiego biznesmena i córki podwarszawskiego przedsiębiorcy - nie odnaleziono do dzisiaj. Kierowana przez Grzegorza K., pseudonim Ojciec, banda działała w latach 2003-2005. Na porwaniach ponoć zarobiła miliony.

W akcie oskarżenia, jak wyjaśnia rzecznik sądu, nie ma jednak mowy o zabójstwach ani okaleczeniach. Podsądni mają zarzuty pozbawienia wolności, brania zakładnika, wymuszenia rozbójniczego i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.

W ławach oskarżonych zasiada boss gangu i sześciu jego podwładnych.