To wyglądało jak sceny z filmu sensacyjnego. Tuż po otwarciu sklepu jubilerskiego w galerii handlowej w Krakowie, około godziny 10 rano, trzech zamaskowanych mężczyzn wbiegło do środka. W rękach mieli młotki i pojemniki z gazem łzawiącym.
Dwóch obezwładniło gazem całkowicie zaskoczoną obsługę sklepu i rozbiło młotkami witryny z biżuterią. Trzeci stanął w drzwiach na czatach. Nawet ich nie zamknął. Rabusie błyskawicznie opróżnili wystawy ze złota i diamentów.
Policja jest pewna, że bandyci wiedzieli, co kradą, bo zabrali tylko najcenniejsze klejnoty.
Zuchwała kradzież zakończyła się tak samo zuchwałą ucieczką. Zamaskowani rabusie wybiegli ze sklepu wprost na parking, gdzie czekał na nich samochód z włączonym silnikiem. Auto kupili dzień wcześniej na fałszywe dokumenty.
Z piskiem opon wyjechali z galerii i porzucili auto kilka ulic dalej. Spalili je, by zatrzeć ślady. I chyba zrobili to dość perfekcyjnie, bowiem policja nie ma żadnych tropów.