Trzej napastnicy, przebrani za członków ekipy remontowej, w maskach na twarzach, wchodzą do sklepu i obezwładniają gazem obsługę. Młotkiem rozbijają gabloty i zabierają biżuterię. Wszystko to trwa niecałą minutę.
Potem napastnicy odjeżdżają samochodem, który czekał na nich z włączonym silnikiem. Potem auto - kupione dzień wcześniej na fałszywe dokumenty - porzucają i podpalają.
Ten opis dotyczy napadu z 16 lipca. Ale jest podobny także do scenariusza dzisiejszej kradzieży. Różnica taka, że tym razem rabusie nie wybrali stoiska jubilerskiego w galerii handlowej, a sklep na osiedlu w Nowej Hucie. Nie rozbijali też gablot tylko precjoza zabrali z szuflad. Potem odeszli w głąb osiedla, gdzie prawdopodobnie zostawili samochód. Nie wiadomo na razie, jaka jest wartość klejnotów skradzionych dzisiaj.
Mimo upływu ponad dwóch tygodni od poprzedniego napadu i analizy nagrania z kamer monitoringu, policja dotąd nie schwytała bandytów. Nie ma jednak pewności, że dzisiejsza akcja jest dziełem tych samych ludzi. Policja tego nie wyklucza, choć bierze także pod uwagę to, że inni złodzieje po prostu skopiowali scenariusz pierwszego napadu.