- To jest bardzo mocny i symboliczny gest wsparcia Ukrainy i solidarności, który podjęli naprawdę mężowie stanu. Tak trzeba o tym mówić, bo trzeba było zaryzykować i pojechać do Kijowa - powiedział Deszczyca w TVN24 pytany o wizytę premierów: Mateusza Morawieckiego, Petra Fiali, Janeza Janszy i wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie, gdzie spotkali się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i premierem Ukrainy Denysem Szmyhalem.
Ambasador Ukrainy stwierdził, że "ta wizyta pokazała, że państwo ukraińskie funkcjonuje, administracja ukraińska funkcjonuje". Jak dodał, "możemy realizować wizyty państwowe na takim szczeblu". Wskazał ponadto, że był to przekaz, iż "musimy robić więcej, żeby świat był bardziej zjednoczony i wspierał Ukrainę".
"Albo działamy, albo nie działamy przeciwko Moskwie"
Deszczyca podkreślał też znaczenie sankcji nakładanych na Rosję i to, że muszą one realnie działać. Stwierdził, że dotychczasowe sankcje "nie do końca działają, bo wciąż do Rosji przekazywane są rzeczy, w tym tranzytem przez Polskę". Dopytywany, czy uważa, że wobec tego na granicy państw Unii Europejskiej z Rosją i Białorusią powinien stanąć szlaban, który sprawi, że żaden TIR do Rosji i na Białoruś nie wjedzie, ambasador Ukrainy powiedział, że "tak, bo albo są sankcje, albo ich nie ma, albo działamy przeciwko Moskwie, albo nie działamy".
Ambasador Ukrainy zapytany został także, ilu Ukraińców, którzy uciekli przed wojną, zostało w Polsce, a ilu zdecydowało się udać dalej na Zachód. - Trudno jest to teraz oszacować, ale liczymy, że gdzieś ok. półtora miliona osób zostało w Polsce, a jakieś 200-300 tys. wyjechało do innych państw Unii Europejskiej - powiedział. Dopytywany wobec tego, ilu łącznie jest w Polsce Ukraińców, wliczających tych, którzy byli tu już przed wojną, Deszczyca powiedział, że "nawet do trzech milionów".
- Zostają w Polsce po pierwsze dlatego, że nie chcą jechać dalej, bo wierzą, że wojna się skończy, wkrótce zwyciężymy i będą mogli wrócić. Po drugie, było tutaj już wcześniej półtora miliona Ukraińców, do których teraz przyjechały rodziny. A po trzecie, nie trzeba tego ukrywać, jesteśmy bliscy jeden drugiemu. Język, tradycje, kultura – nawet nie potrzebujemy tłumaczenia, aby jeden drugiego zrozumiał - podkreślił ambasador.