"Nie chcę się usprawiedliwiać, ale co roku podczas kolędy prosiłem Zenona o otwarcie serca przed panem Jezusem" - mówił proboszcz w kazaniu. "Niestety, nie zgodził się on na to. Potrafił sąsiada przyjąć w swoim domu, ale Boga nie chciał odnaleźć. Za każdym razem słyszałem odpowiedź: <Daj mi spokój z sakramentem!>. Przeżyłem to bardzo mocno…" - dodawał.
Tych słów rodzina nie wytrzymała. Z płaczem bliscy zmarłego wyszli z kościoła.
Jak pisze "Tygodnik Ostrołęcki", z pogrzebem 88-letniego Zenona Machnowskiego od początku był problem. Najpierw ksiądz w ogóle nie chciał o nim słyszeć. Twierdził, że mężczyzna nie chodził do kościoła. I dlatego na pogrzeb kościelny nie zasłużył.
Ale rodzina broni zmarłego. Twierdzi, że mężczyzna był schorowany i głuchy. Dodaje, że dla księdza nieobecność pana Zenona w kościele nie była kiedyś problemem. "Przychodził po kolędzie i wtedy mu to nie przeszkadzało, że Zenon nie bywa w kościele. Kopertę brał i grzech wybaczał" - mówi "Tygodnikowi Ostrołęckiemu" siostra zmarłego.
Potem wydawało się, że konflikt zażegnano. Ksiądz zgodził się na pogrzeb, ale tylko po to, by w kościele wywołać skandal. "Trumnę zmarłego, to się wodą święconą święci, a nie się na nią pluje" - komentowała przed kościołem rodzina.
Ale ksiądz nie ma sobie nic do zarzucenia. "W naszej parafii takie panują zasady od wielu lat. Jeżeli ktoś świadomie rezygnuje z Boga ma niekompletny pogrzeb" - mówi gazecie. "Poza tym nie dziwię się, że rodzina zmarłego wyszła podczas kazania z kościoła. Nie mówią tego głośno, ale są świadkami Jehowy. Dziwię się, że w ogóle tam weszli" - dodaje.