Dzisiaj windykatorzy nie przychodzą już do dłużników z kijem bejsbolowym. Są o wiele "subtelniejsi" - rozpuszczą plotkę w pracy, poinformują o problemie starych i schorowanych rodziców albo niby - przypadkiem zawiadomią sąsiadów. Oni sami nazywają to wywieraniem nacisku, szukaniem metody na złamanie opornego dłużnika i wydobycie od niego zaległych pieniędzy.

Reklama

Prawo nazywa jednak takie działania bardzo prosto - przestępstwem. A przed przestępstwem można się bronić. Jak? Przede wszystkim kwestionując działania windykatorów: u ich szefów, na policji, u rzecznika praw konsumentów, a nawet w sądzie. Bo siła windykatorów i ich poczucie bezkarności wynikają jedynie z faktu, że zadłużeni Polacy nie potrafią się przed nimi bronić. Nie mają pojęcia o prawie, więc nie wiedzą, że akurat w tej sprawie stoi ono po ich stronie.

Wierzyciele mają prawo odzyskać swoje należności. Ale nie mogą przy tym łamać prawa.