MACIEJ WALASZCZYK: Mimo iż konstytucja PRL w pewien sposób określała podział władz w państwie, to jednak najważniejsza była partia, Komitet Centralny i kolejni I Sekretarze w ręku których skupiona została ogromna władza.

Reklama

ANDRZEJ PACZKOWSKI*: Był to system oparty na monopolistycznie rządzącej partii (PZPR), która była scentralizowana i hierarchiczna, choć w Polsce miała także swego rodzaju "przystawki" w postaci SD i ZSL. Siłą rzeczy więc Pierwszy Sekretarz, który w PZPR był najważniejszą funkcją partyjną, jednocześnie zajmował najważniejsze stanowisko w państwie.

A Rada Państwa, czy funkcja premiera rządu?

Rada Państwa była atrapą, może z wyjątkiem drugiej połowy lat 80., gdy jej przewodniczącym został Wojciech Jaruzelski, ale decydowała o tym jego osobowość i pozycja polityczna. Edward Gierek swego czasu ukuł taką maksymę, że "partia kieruje, a rząd rządzi". W rzeczywistości było jednak tak, że rząd był wyłaniany przez partię, a osoby pełniące najważniejsze stanowiska rządowe były jednocześnie członkami Biura Politycznego. Powiedziałbym więc, że partia kieruje i rządzi, a rząd wykonuje jej polecenia. Choć nie brakowało sytuacji, że pewne inicjatywy gospodarcze lub ustawodawcze były najpierw podejmowane w aparacie państwowym, a nie partyjnym. Jednak by jakakolwiek naprawdę ważna decyzja mogła w ogóle zostać podjęta, musiała mieć akceptację kierownictwa partyjnego. Mało tego - od 1950 roku został sformalizowany system nomenklatury partyjnej, w ramach którego określone instancje partyjne - jak Biuro Polityczne, Sekretariat czy poszczególne Wydziały KC miały do obsadzenia około 4 tys. stanowisk państwowych, jak i w organizacjach społecznych. Ich objęcie możliwe było tylko za zgodą organizacji partyjnej. KC decydował więc o obsadzie ministrów, wiceministrów, dyrektorów departamentów, jak też o tym kto zostanie np. przewodniczącym Stronnictwa Demokratycznego, Marszałkiem Sejmu, czy przewodniczącą Ligii Kobiet. System ten schodził w dół przez komitety wojewódzkie, aż na szczebel gminy.

Reklama

Jaka była więc ta wszechmogąca partia?

To organizacja scentralizowana i hierarchiczna, która działała na zasadzie „centralizmu demokratycznego”, co praktycznie oznaczało zasadę kooptacji - dobierania, a nie wybierania. I Sekretarz stał na szczycie drabiny, ale oczywiście na jego faktyczną pozycję miała wpływ również jego osobowość oraz to, kto był Sekretarzem Generalnym KPZR w Moskwie.

Zawsze bardzo dramatycznym momentem była zmiana na tym stanowisku i sukcesja władzy. Dlaczego?

Reklama

Ponieważ nie było wyborów, a system nie miał wbudowanej zasady rotacji. Ani razu żadna rzeczywiście ważna zmiana personalna na stanowisku I Sekretarza lub poważna zmiana linii politycznej partii nie dokonała się na Zjeździe.

W jaki sposób po śmierci Bieruta władzę objął Edward Ochab?

Ochab już od 1945 roku znajdował się bardzo wąskiej elicie władzy i był w niej bardzo ważną figurą. Wywodził się z KPP, do Polski trafił wraz z Armią Berlinga, w której był zastępcą dowódcy ds. polityczno–wychowawczych.

Czy można go przypisać do którejś z frakcji?

Lokował się raczej w centrum i od pewnego momentu uchodził za pupilka Bieruta. W latach 1945 - 1950 rzucano go do różnych zadań m.in. zarządzał spółdzielczością, kiedy trzeba było ją spacyfikować. W 1950 roku w KC Bierut utworzył nową strukturę w skąd której weszli oprócz niego, Berman, Mazur i właśnie Ochab. Ich zadaniem było zajmowanie się sprawami politycznymi, a Edward Ochab, podobnie jak Mazur, był osobą, która nie pełniąc żadnych funkcji państwowych, właśnie poprzez aparat partyjny koncentrowała się na pracy politycznej. Zaczął uchodzić za kandydata na następcę Bieruta.

Jego sukcesja była bardziej naturalna. Dlaczego?

Nie było żadnych formalnych procedur, wszystko rozgrywało się w ramach zamkniętej kliki, ale jego sukcesja była raczej powszechnie uznawana. Jak już wspomniałem lokował się w centrum i był człowiekiem, który nie miał wyrobionego własnego stanowiska w ważnych sprawach. Okazał się liderem przejściowym.

Sprawy wymykały mu się po prostu spod kontroli.

Wszystkim się wymykały i tylko Gomułka okazał się człowiekiem, który był w stanie zapanować nad biegiem wypadków. Miał wyrazistą osobowość, własne pomysły, był twardy, autorytarny i przekonany do swoich racji. Tymczasem Ochaba Polacy właściwie nie znali.

Ale to on w 1956 r. pierwszy przeciwstawił się Sowietom.

Podjęto kilka decyzji, które posunęły zmiany do przodu. Po pierwsze przetłumaczono i wydano w języku polskim tajny referat Chruszczowa. Jeszcze we wrześniu to Ochab zwracał się do Chruszczowa z wnioskiem o wycofanie sowieckich doradców z aparatu bezpieczeństwa. Sowieci mieli do niego znacznie większe zaufanie niż do Gomułki.

To dlaczego na szczycie partii i władzy w Polsce pojawił się Władysław Gomułka?

W toczącej się po śmierci Bieruta walce o schedę Gomułka był osobą z zewnątrz, nie należał do żadnych frakcji, nie uczestniczył w ich rywalizacji. Przeciwnie: każda z tych grup stawiała właśnie na niego, bo zdawała sobie sprawę z jego pozycji i - co bardzo ważne - rosnącego autorytetu społecznego. Przecież by wyprowadzić państwo z okresu destabilizacji potrzeby był człowiek z autorytetem. W przeciwnym razie trzeba byłoby użyć siły i to na szerszą skalę niż w czasie poznańskiego buntu. Gomułka był niewątpliwie jednym z najwybitniejszych polskich polityków XX wieku, choć nie posiadał wykształcenia, a doświadczenie polityczne na szerszą skalę zdobywał dopiero od 1945 r. W KPP był przecież działaczem z drugiego szeregu.

Dlaczego nie utrzymał wpływów w czasach stalinowskich?

W latach 1944-1948 nie był jedynowładcą, gdyż miał rywala w osobie Bolesława Bieruta. W partii nie było wówczas frakcji, to była raczej rywalizacja osobista, która dopiero w 1948 roku przybrała formę walki frakcyjnej. Gomułka „podpadł” Moskwie, która lojalność traktowała jako kluczowy element w ocenie poszczególnych polityków. Tymczasem Gomułka nie był uważany za człowieka w pełni lojalnego, miał swoje zdanie, nawet jeśli nie wyrażał tego stanowczo: był przeciwko utworzeniu Kominformu, opierał się wprowadzaniu kolektywizacji, niewystarczająco podkreślał rolę Armii Czerwonej w wyzwoleniu Polski i ZSRR w ustanowieniu demokracji ludowej.

No ale potem był już bardzo lojalnym towarzyszem, na którego Moskwa zawsze mogła liczyć.

W 1956 r. Gomułka obejmował rządy w nimbie tego, który przeciwstawił się Chruszczowowi, niedługo potem wybuchła Rewolucja Węgierska krwawo zdławiona przez inwazję sowiecką. Tymczasem Gomułka uchronił Polskę przez losem Węgier, przeprowadził bezkrwawe zmiany polityczne, ustabilizował władzę partii i swoją władzę osobistą nad partią. Jego pozycja polityczna przez następne lata była tak silna, że w partii nie miał żadnego konkurenta. Był również ceniony w Moskwie, pogodził się z nim nawet Chruszczow. Kiedy czytamy stenogramy z rozmów, jakie prowadził z Sowietami, widać, że oczekiwał szacunku wobec swojej osoby i tak go traktowano.

Kiedy nastąpiła erozja jego pozycji w oczach ludzi, w partii?

Po kilku pierwszych latach zaczął się konflikt z inteligencją, środowiskami twórczymi, literatami, studentami. W połowie lat 60. ujawniły się także poważne problemy gospodarcze. Gomułka odrzucił wszelkie próby reform zarządzania gospodarką w kierunku "socjalizmu rynkowego" jakie proponowali mu ekonomiści m.in. Kalecki, Lange, Bobrowski. Pozostał przy systemie nakazowo-rozdzielczym, centralnym planowaniu, uwielbiał się wtrącać we wszelkie sprawy, nawet zupełne drobiazgi. Na posiedzeniach Biura Politycznego dyskutowano m.in. czy smalec ma być sprzedawany z beczki, czy w opakowaniu. Nabierał cech oderwanego od rzeczywistości jedynowładcy otoczonego przez grupę potakiwaczy. Z nikim się nie liczył, rzadko wyjeżdżał w Polskę, prawie w ogóle nie jeździł za granicę, namiętnie czytał materiały przygotowane przez SB. Brnął w ślepą uliczkę.

Ale miał ważny sukces międzynarodowy, co przypisuje mu się jako zasługę.

Można powiedzieć, że jego konikiem były sprawy niemieckie, a głównie skłonienie RFN do uznania granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Było to sprawą jego życia, uważał, że jeśli zmusi "niemieckich rewanżystów i rewizjonistów" do uznania tej granicy, to zapewni Polsce bezpieczeństwo. Nie tolerował jednak nowinek w ramach systemu, dlatego potępiał politykę Dubczeka w Czechosłowacji i poparł interwencję wojsk Układu Warszawskiego w 1968 roku. To on wiercił Breżniewowi "dziurę w brzuchu", by radykalnie skończyć z Praską Wiosną. Był twardym zwolennikiem interwencji militarnej, a po jej zakończeniu uważał, że należy zaprowadzić w Czechosłowacji dyktaturę wojskową.

Kiedy więc narodziła się wobec niego opozycja w partii?

Kiedy pojawiły się kłopoty z intelektualistami i pisarzami, a nadto problemy z dostawami mięsa, również w PZPR zaczęło się sarkanie, że jest wobec ludzi obcesowy, że np. tylko raz w miesiącu zwołuje posiedzenia Biura Politycznego. To budziło niezadowolenie. W tym czasie w całym bloku sowieckim miał miejsce proces nacjonalizacji komunizmu. W przypadku Polski należałoby nazwać polonizacją. Polegało to na uzupełnianiu ideologii komunistycznej o wątki narodowe z czym Gomułka, stary przedwojenny komunista, Kominternowiec, nie bardzo sobie radził. Nie rozumiał dlaczego należy byłych AK-owców dopuścić do ZBOWiD-u, a to m.in. forsował Moczar i frakcja "partyzantów". Moczar chciał się usytuować na pozycji następcy Gomułki i otoczyć go "swojakami".

Dlaczego Gomułka dał się wciągnąć w kampanię antysyjonistyczną w 1968 r.?

Myślę, że m.in. dlatego, że nie lubił ludzi, którzy zachowują się nie tak jak on sobie życzył. "Wkurzył" się kiedy po Wojnie Sześciodniowej, wiele osób, także członków PZPR, cieszyło się, że Izrael wygrał z Arabami. Nabrał podejrzeń, że ci, którzy są żydowskiego pochodzenia mogą przestać być lojalni wobec partii i państwa. Gomułka wychodził z punktu widzenia państwowego i ideologicznego, bo skoro Arabowie są naszymi sojusznikami to ich należy popierać, a skoro Izrael jest krajem imperialistycznym, to jest niejako podwójnym wrogiem, bo także względem ideologicznym. Tak chyba rozumował. Oczywiście tendencje antysemickie istniały zarówno w społeczeństwie jak i w aparacie partyjnym, wojsku, czy bezpieczeństwie - raz się nasilały, raz słabły, ale były. Gomułka nie wymyślił sam kampanii antysemickiej. Raczej została mu ona podsunięta, jako instrument osłabienia społecznej sympatii dla studentów i przedstawienia ich jako "żydowskich inteligencików". Przy okazji młodzi aparatczycy i „partyzanci” zaczęli ostatnią fazę usuwania ze szczytów władzy działaczy z KPP-owską przeszłością. Przede wszystkim jednak Gomułka użył tej kampanii do pacyfikacji studenckiego protestu, a gdy cel osiągnął niemal z dnia na dzień, kilkoma twardymi posunięciami zakończył ją.

Co więc zrobił?

Mieczysław Moczar został przeniesiony z MSW do Komitetu Centralnego, a szefem MSW uczynił Świtałę, osobę zupełnie spoza układu. Potrafił po prostu podjąć decyzję. Z drugiej strony jego apodyktyczność i nieliczenie się z otoczeniem doprowadziły go do klęski. Protesty, które wybuchły na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku, uznał za kontrrewolucję, z którą należy się rozprawić, choć nawet z Moskwy płynęły sygnały, że należy szukać rozwiązań politycznych. Gomułka może i byłby za rozwiązaniami politycznymi (np.cofnięcie podwyżek), ale pod warunkiem, że zapanuje spokój, a ten trzeba zaprowadzić siłą.

No dobrze, ale przecież ludzie wrócili do pracy, a kiedy w Gdyni udawali się na ranną zmianę do stoczni, wojsko otworzyło do nich ogień. Nie strzelano, gdy palono Komitet Wojewódzki, gdy trwały manifestacje.

Tylko dlatego, że nie było tam jeszcze wojska. To wynika z cech osobowościowych Gomułki, on nie potrafił zarządzać tym kryzysem, wszystko rozgrywało się bardzo chaotycznie. Choć do Gdańska pojechali Kliszko, Loga-Sowiński, Kociołek, generałowie Korczyński i Chocha, to nie było osoby, która potrafiłaby samodzielnie podjąć decyzję. Wszyscy "wisieli" na telefonach do Warszawy. Kiedy Gomułka dowiedział się, że robotnicy znowu wychodzą na ulice, zdecydował, że wojsko ma strzelać.

Doprowadziło to przecież do jego upadku.

W tym chaosie ambitni towarzysze, którzy od pewnego czasu pragnęli piąć się do góry, doszli do wniosku, że jest dobra okazja do realizacji swoich celów. Zdawano sobie sprawę, że należy znaleźć kozła ofiarnego na którego zwali się całą winę, a osoba Gomułki była w tym celu najlepsza.

Kto należał do tej grupy?

Franciszek Szlachcic, Stanisław Kania, Józef Tejchman, gen. Jaruzelski.

On jest wtedy jest przecież szefem MON, wojsko strzela do robotników m.in. z jego polecenia.

Jest również zastępcą członka Biura Politycznego i tak on, jak i pozostali uznali, co zresztą zalecała Moskwa, by do opanowania kryzysu użyć środków politycznych. W takiej sytuacji "użycie środka politycznego" to po prostu wymiana kierownictwa w partii, a jedynym sensownym kandydatem na funkcję I Sekretarza okazał się być Edward Gierek. Miał dobrą opinię, działał na stosunkowo bogatym Śląsku nazywanym "polską Katangą", nie miał wrogów w Warszawie.

Gierek był lansowany przez Breżniewa, Kreml go poparł?

Nie wiem, jak dalece Sowieci sugerowali jego osobę. Piotr Jaroszewicz, który był polskim przedstawicielem przy RWPG rozmawiał wtedy z ówczesnym premierem Aleksiejem Kosyginem i po przyjeździe do Warszawy zakomunikował towarzyszom, że następcą Gomułki na pewno nie może być Moczar. Sowieci po prostu bali się, by nie stał się on polskim Ceausescu, a więc nacjonalistycznym komunistą, który będzie dla nich niewygodny.

Edward Gierek jest zupełnie nową jakością, to wielka zmiana w PRL, jego celem jest modernizacja kraju, pewne otwarcie na Zachód.

Stosuje on zupełnie inną taktykę niż poprzednicy. Nie inicjuje żadnych głębszych reform gospodarczych, ale włącza się w nurt "komercjalizacji komunizmu", podkreśla rolę indywidualnego konsumenta w gospodarce, dąży do wykorzystywania zasobów państw zachodnich i arabskich "petrodolarów". W tym samym czasie pożyczki ­- nawet wyższe w przeliczeniu na jednego mieszkańca - zaciągają również Węgry, zadłużają się wszyscy, z Moskwą włącznie. Gierek chciał zbudować "drugą Polskę", ale nie przez bezpośrednie inwestycje kapitałowe zachodu w Polsce (jak to się dzieje od 1989 r.), ale w oparciu o tamtejsze technologie nabywane za pomocą kredytów, a w pewnej mierze także w wyniku działalności tzw. wywiadu naukowo-technicznego. Kredyty takie bierze jednak państwo, a nie konkretne przedsiębiorstwa i to na nim spoczywał potem obowiązek ich spłacania. W efekcie cały wielki program się po prostu zawalił.

Jakie były główne przyczyny klęski gierkowskiej "drugiej Polski"?

Przede wszystkim wielka dezynwoltura całej ekipy w zaciąganiu kolejnych pożyczek i zwykła niegospodarność. Wprowadzono wówczas formułę otwartego planu, który pozwalał np. dodawać do ustalonych już planów inwestycyjnych kolejne przedsięwzięcia, nie licząc się z kosztami i konsekwencjami finansowymi. Nie powiódł się zamiar zarabiania dewiz na eksporcie towarów produkowanych na licencjach. Radiomagnetofony "Grundig" np. Szwedzi woleli kupować w Niemczech niż w Polsce, bo nasze były gorszej jakości. Tych produktów nie udawało się również sprzedawać do krajów Trzeciego Świata, które niechętnie płaciły dewizami i wolały wymianę towarową. Choć zarządzano centralnie to nie zdołano kontrolować wzrostu płac, w rezultacie nie było pokrycia w towarach, kolejki się wydłużały, a ceny nieoficjalnie rosły. Wbrew logice ekonomicznej ceny towarów spożywczych utrzymywano na tym samym poziomie przez pięć lat. By doprowadzić wreszcie do równowagi rynkowej postanowiono drastycznie je podnieść, co w 1976 r. zakończyło się wybuchem protestów w Radomiu i Ursusie.

Kiedy więc towarzysze zaczęli szukać sposobności do wysadzenia Gierka ze stołka? Kto w KC był wobec niego w opozycji?

Gierek nigdy nie miał pozycji tak mocnej jak Gomułka. Równocześnie silnymi postaciami byli oczywiście ci, którzy w 1970 r. zaproponowali go na funkcję I Sekretarza, a więc Szlachcic, Kania, Tejchma. Tego pierwszego Gierek sprytnie się pozbył, Tejchmy też, ale co do Kani to uznał chyba, że nie musi, bo oceniał, że nie zagraża jego pozycji.

To kto doprowadził do upadku Gierka?

Znów szukano winnego za załamanie gospodarcze, a że jeszcze w lutym 1980 r. odsunięto Piotra Jaroszewicza od funkcji premiera i nie można było wszystkiego na niego zwalić, wobec tego koledzy wykorzystali sytuację, by usunąć Gierka.

A Kania nie spiskował przeciwko niemu?

Nie myślę, żeby spiskował, choć miał bardzo silną pozycję. Podlegał mu przecież aparat bezpieczeństwa, częściowy nadzór nad wojskiem, sądownictwo.

To potężne instrumenty władzy.

Wykorzystywał je jednak raczej do utrzymywania swojej pozycji, gdyż był osobą numer trzy czy cztery w partii, choć w ciągu 1980 r. przesuwał się do góry. Raczej był osobą wolącą stać w drugim szeregu i nie wiem, czy miał ambicję bycia I Sekretarzem, w przeciwieństwie np. do Stefana Olszowskiego. Tymczasem to właśnie Kania zastąpił Gierka. Czy Moskwa odegrała w tym decydującą rolę? Nie wiem. Chyba nie, ale jako nadzorca MSW był w ciągłym kontakcie z rezydentem KGB, miał dobre relacje z ambasadą i jak mało kto był wprowadzony w bieżące sprawy kraju.

Po raz kolejny robotnicze protesty doprowadzają do zmian na szczytach partii.

Już w sierpniu 1980 roku, gdy Biuro Polityczne uznało, że sytuacja zaczyna być niebezpieczna powołano specjalną komisję, która miała na bieżąco kontrolować bieg spraw przygotowując informacje i propozycje działań. W zwyczajach partyjnych było tak, że ten, kto jest przewodniczącym komitetu pogrzebowego sekretarza, który umarł, był jednocześnie głównym pretendentem do objęcia po nim stanowiska. Tu możemy powiedzieć, że Kania wszedł w taka rolę przewodnicząc tej komisji. W tak gorącym momencie winien nią przecież kierować sam I Sekretarz. Jednak Gierek nie lubił się przepracowywać i w sierpniu 1980 roku, gdy Polskę zalewa fala strajków, zamiast od wczesnego rana siedzieć i czytać raporty SB, co robił Kania, wolał zjawiać się na posiedzeniu Biura Politycznego około 10.00. Ale trzeba powiedzieć, że Biuro od 16 sierpnia obradowało dzień w dzień.

Czy jego pierwszego Breżniew naciskał, by zdławić "Solidarność" i wprowadzić stan wojenny?

Po podpisaniu porozumień sierpniowych, na początku września, Moskwa w swoich „rekomendacjach” zawarła propozycję zwiększenia udziału wojskowych w aparacie państwowym, uważając, iż armia jako instytucja zdyscyplinowana, zhierarchizowana i zindoktrynowana jest najbardziej odpowiednim narzędziem do rozprawienia się z "Solidarnością". Zabieg wzmacniania roli wojskowych wcale nie był taki oczywisty. Także w komunizmie zdawano sobie sprawę, iż istnieje ryzyko, że wojsko może przejąć kontrolę nad biegiem wypadków i starać się wyprzeć partię. Tak zresztą się w pewnym stopniu stało, a właściwym początkiem było objęcie przez gen. Jaruzelskiego stanowiska premiera w lutym 1981 r. Kiedy się okazało, że Kania jako I Sekretarz, ociąga się z podjęciem ostatecznej decyzji o stanie wojennym, Jaruzelski przejmuje w październiku także kierownictwo partii, co zresztą było uzgodnione z Moskwą, a nawet było pomysłem podsuniętym przez towarzyszy radzieckich. Sowieci od pewnego czasu nie mieli alternatywnej kandydatury, a sam Jaruzelski poważnego konkurenta w partii.

Wojciech Jaruzelski przejmując władzę wpisywał się automatycznie w scenariusz siłowego rozwiązania?

Tak, bo dopóki I Sekretarzem był Kania, można było to odczytywać tak, że partia bierze pod uwagę także rozwiązania polityczne, np. wchłonięcie, w jakiejś formie "Solidarności" w struktury sterowane przez PZPR, jak forowana przez Jaruzelskiego, a zgłoszona jeszcze przez Kanię, Rada Porozumienia Narodowego itp.

A czy przy zgodzie PZPR i jej kierownictwa możliwy był wariat swego rodzaju "finlandyzacji" Polski? Działacze "Solidarności" są przekonani, że była możliwa jakaś kohabitacja partii i opozycji.

Raczej nie było to możliwe, a na pewno nie było to na rękę Moskwie. Możliwe, że bardziej prawdopodobna była wówczas raczej "rumunizacja" Polski, tj. rządy twardogłowych, z pewną swobodą w polityce zagranicznej, pod warunkiem ortodoksyjnej polityki wewnętrznej. "Finlandyzacja" była czymś przeciwnym: wolność wewnętrzna, kapitalizm, za cenę podporządkowania w polityce zagranicznej. Tymczasem w Polsce nikt wówczas nie myślał o kapitalizmie, nie było wówczas pełnej zgody nawet na socjalizm rynkowy. Kohabitacja byłaby możliwa przy bardzo ugodowej linii "Solidarności", ograniczeniu rewindykacji płacowych i socjalnych oraz znalezieniu takiej formuły, również pod względem symboli, która zostałaby zaakceptowana przez Kreml. Ogólnie jednak było to wbrew logice systemu. Nie chciał żadnej kohabitacji establishment partyjny, który był bardzo konserwatywny i nie miał ochoty na dzielenie się władzą. Jeszcze w 1988 roku z badań nad sekretarzami wojewódzkimi PZPR wynikało, że grubo ponad połowa z nich za najlepszy model sprawowania władzy uznała okres bierutowski.

Czy gen. Jaruzelski mógł wykorzystać dyktaturę do zmian gospodarczych zamiast bronić socjalizmu jak niepodległości?

Przez pierwsze lata po wprowadzeniu stanu wojennego skupiano się głównie na opanowaniu sytuacji w kraju i pacyfikacji "Solidarności". W ekipie Jaruzelskiego przez wiele lat nie było nikogo, kto miałby coś sensownego do zaproponowania w kwestiach gospodarczych. Potem liczono na efekt "drugiego etapu reformy". Tymczasem po osiągnięciu jakiej takiej stabilizacji nie nastąpiły żadne zmiany: w 1985 r. kierowanie reformą powierzono zupełnie bezbarwnemu Messnerowi, który nie miał nic nowego do zaproponowania. I dlatego właśnie jego wybrano, a nie np. Bakę. Dopiero w obliczu jawnego bankructwa systemu na całym obszarze sowieckim Rakowski odważył się na rzeczywisty "wielki skok" ku wolnemu rynkowi. Był to już rok 1988.

Nie było takiej możliwości choćby trzy lata wcześniej?

Teoretycznie była, bo np. Chiny zaczęły taki skok w pierwszej połowie lat 80. Problemem generała Jaruzelskiego i jego otoczenia – a zresztą całej elity partyjnej – było, iż mimo tego, że uważała się za odideologizowaną, była przywiązana do takich kanonów marksistowskich, jak wrogość wobec własności prywatnej, a w rezultacie wobec inicjatywy gospodarczej jednostek. Tak długo obawiano się zmian, aż wszystko zaczęło się walić.

*Prof. Andrzej Paczkowski - historyk, członek Kolegium IPN, kierownik Zakładu Najnowszej Historii Politycznej w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Autor m.in. "Pół wieku dziejów Polski 1939-1989", "Wojna polsko - jaruzelska"