Do łask wraca popowa ekonomia. Modny, atrakcyjny czytelniczo trend, ekonomia behawioralna. Swego czasu z wielkim sukcesem wylansowana przez Stevena Levitta, twórcę Freakonomics. Później znajdująca szlachetniejszych kontynuatorów. Jak Tim Hartford, autor "Under cover economists".

Teoria o cappuccino

Hartford zasłynął teorią o cappuccino. Na podstawie zróżnicowania cen kawy cappuccino stworzył wskaźnik geograficznych możliwości finansowych konsumentów w różnych rejonach miasta. Prosty test pozwala dziś właścicielom sklepów, restauracji na maksymalizację swoich cen i wyciąganie możliwie najwyższych zysków.

W Nowym Jorku szef wydziału planowania budżetowego na podstawie zmieniających się cen biletów na Broadwayu planuje dziś wpływy z podatków. Okazuje się, że rozchwytywane imprezy kulturalne w Nowym Jorku rezerwowane są na kilka miesięcy z góry. Poszczególne teatry, sale koncertowe dysponują systemami dostosowującymi cenę do popytu. Zestawiając średnie ceny w całym mieście można określić liczbę turystów, osób planujących wypady do miast, planowaną konsumpcję alkoholu, a co za tym idzie, akcyzę. Liczbę serwowanych kolacji w restauracjach, a nawet rezerwacje hoteli.

Władze Jacksonville od lat monitorują liczbę osób dzwoniących na linię 112 w sprawie burd domowych, prób samobójczych, zagubionych dzieci. Te dane krosują z danymi firm energetycznych i wodociągów o spóźnionych płatnościach i na tej podstawie są w stanie przewidzieć, ile osób zgłosi się po zapomogi w kolejnych miesiącach.

Wiedza czerpana z kina

Szef biura kontrolingu w San Francisco jest w stanie przewidzieć stan miejskich finansów na sześć miesięcy w przód, badając jedynie liczbę osób wychodzących z metra na stacji w centrum miasta. Bada zarówno poranne, jak i wieczorne godziny. Z danych wieczornych wie, ile osób odwiedza restauracje, kina, bary, i tym samym, ile osób ma nadwyżki gotówkowe. Z danych porannych wie więcej o rynku pracy niż urząd pracy i potrafi policzyć wpływy z podatków na długo, zanim zaczną spływać zeznania podatkowe.

Kryzys i olej napędowy

Kiedy w lutym 2008 r. grupa ekonomistów ze szkoły zarządzania na Kalifornijskim Uniwersytecie zapowiadała, że na jesieni wybuchnie kryzys i zapaść na rynku pracy, mało kto brał ich poważnie. Tym bardziej, że jedynym dowodem miała być spadająca sprzedaż oleju napędowego na stacjach benzynowych w Sacramento. Dziś nikt się już nie śmieje. Ciężarówki wożące surowce z Kanady, żywność, elektronikę z Meksyku i tankujące w połowie drogi okazały się genialnym miernikiem wymiany handlowej w Ameryce.

A jak myślicie Państwo, skąd władze Londynu wiedzą dziś, że w przyszłym roku trzeba się zmierzyć z większym problemem bezdomnych imigrantów. Zanim jeszcze wiedzieli, co działo się na światowych giełdach, wiedzieli, że ich parlament przegłosował wyższy, 50-proc. podatek dla najbogatszych Brytyjczyków. 90 proc. z nich mieszka w Londynie. I, sądząc po rejestracji domów czy skrzynek pocztowych w Szwajcarii, Monte Carlo, Luxemburgu wnoszę, że więcej z nich będzie spędzać święta, weekendy za granicą, by móc dowieść rezydencji za granicą. A to odbije się na usługach i zapotrzebowaniu na pomoce domowe w samym Londynie.

Małe liczby układają się czasem w wielki obraz. Ciekawe, w jaki obraz naszym planistom układają się przerwy w regionalnych połączeniach pociągów? W jakie liczby układają się zaniechane remonty dróg albo pieniądze na pomoc społeczną w 40 proc. marnowane na działania podtrzymujące prace urzędników? W jaki obraz układają się wielomiesięczne opóźnienia wypłat funduszy unijnych dla firm albo niekończące się oczekiwania przedsiębiorców w urzędach? Czy ktoś to równie skrupulatnie liczy?



















Reklama