"To zadziwiająca historia i niespotykana forma biznesowo-przyjacielskiej współpracy. Trzeba pamiętać, że mówimy o bardzo doświadczonym polityku, który był przymierzany do służb specjalnych. Ktoś taki powinien mieć czyściutką kartotekę majątkową i żadnych znaków zapytania w życiorysie - mówi "Super Expressowi" jeden z liderów PSL Janusz Piechociński.
>>> Graś pilnował specsłużb i pracował u Niemca
I podkreślił, że Graś powinien złożyć premierowi szczegółowe wyjaśnienia. "Wówczas szef rządu powinien publicznie powiedzieć: wszystko jest w porządku albo jest źle i wyciągnąć stosowne konsekwencje"- mówi Piechociński.
Inny z polityków PSL jest przekonany, że otoczenie premiera celowo nie reaguje na ujawnioną przez "SE" aferę Grasia. "Gdyby chodziło o innego polityka PO lub kogoś od nas, już dawno poleciałyby głowy" - przekonuje.
W ubiegłym tygodniu "Super Express" ujawnił, że Paweł Graś nic nie płaci za wynajmowanie willi, w której mieszka od prawie 13 lat, a która należy do obywatela Niemiec. Wczoraj gazeta podała, że rzecznik rząd nie musi nawet płacić rachunków - robi to za niego spółka należąca do Paula Roglera.
>>> PiS o Grasiu: Chłopcy z PO zawsze kombinowali
Paweł Graś od 2003 roku był członkiem zarządu spółki Agemark, która należy do Roglera. Wczoraj "Rzeczpospolita" ujawniła, że zrezygnował z posady dopiero w marcu 2009 roku, gdy został rzecznikiem rządu. A to oznacza, że pracował w tej spółce, gdy był ministrem-koordynatorem do spraw służb specjalnych.
Jak się tłumaczy Graś? Twierdzi, że złożył rezygnację, tylko nie odnotował jej Krajowy Rejestr Sądowy.