Rosyjskie MSZ wyjaśnia, że zakaz wjazdu dla niektórych obywateli Unii Europejskiej, to nie gest polityczny, a jedynie retorsje za unijne sankcje wobec obywateli Federacji. Rosyjska dyplomacja dziwi się, że informacje na ten temat wyciekły do prasy, skoro miały charakter poufny.

Reklama

Igor Morozow tłumaczy, że „czarna lista” powstała w Moskwie po to, żeby zatrzymać antyrosyjską falę płynącą z Brukseli. W jego przekonaniu sankcje wizowe nie powinny dotykać parlamentarzystów, dyplomatów i urzędników państwowych.

Tymczasem rosyjscy dziennikarze zauważają, że sankcje Moskwy dotknęły przede wszystkim te kraje Unii Europejskiej, które zajęły najostrzejszą pozycję wobec działań Rosji na Ukrainie. Jednym z takich państw jest Polska, bowiem na 89 osób uznanych za niepożądane w Rosji aż, 18 to Polacy.

Na rosyjskiej „czarnej liście” znaleźli się m.in. były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga, były wiceszef MSZ Paweł Kowal, europoseł Jacek Saryusz-Wolski, a także szefowie: Agencji Wywiadu, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i Służby Wywiadu Wojskowego.

Rosyjskie media podkreślają, że na liście osób niepożądanych nie ma reprezentantów Cypru, Węgier, Grecji, Irlandii, Austrii i innych państw, które liczą na rychła poprawę kontaktów z Rosją.