"Polska gotowa jest pomóc Ukrainie, jeśli ta nie zdąży z przygotowaniami do turnieju finałowego piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r." - deklaruje optymistycznie minister sportu Mirosław Drzewiecki. A czy ta pomoc będzie potrzebna? Nie wiadomo.

Postanowił to sprawdzić na miejscu poseł Kraczkowski. Podróż rozpoczął w czwartek rano w Warszawie. Celem podróży był Dnietropietrowsk, gdzie Ukraińcy budują swój stadion narodowy. Pierwszym problemem okazało się przekroczenie polsko-ukraińskiej granicy - Staliśmy tam prawie pięć godzin, mało mnie szlak nie trafił - relacjonuje polityk. "Przecież to był normalny, powszedni dzień. W 2012 r. kibiców, którzy ustawią się w tych kolejkach, będzie znacznie więcej" - mówi Kraczkowski w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Posłowie ruszyli od granicy trasą przez Lwów, Kijów, aż do samego Dnietropietrowska. I jak opowiada Kraczkowski, jeśli chodzi o te główne drogi, to są one dość przyzwoite. "Drogi są szerokie z dużymi poboczami, cały czas też ktoś je poprawia i poszerza" - opowiada. Jest jednak jedno ale. Obok tych dróg nie ma ani hoteli, ani przydrożnej gastronomi, a i ze stacjami benzynowymi nie jest najlepiej.

Z Warszawy do Dnietropietrowska jest prawie półtora tysiąca kilometrów. To dość długi odcinek. Kraczkowski pokonał go jednak bez żadnego noclegu i to wcale nie dlatego, że uważa się za tak dobrego i wytrwałego kierowcę, ale po prostu dlatego, że nie znalazł żadnego hotelu, w którym można się było zatrzymać. "Hoteli na tej trasie jest zaledwie kilka, nie widać też, by jakieś nowe były tam budowane" - dziwi sie szef sejmowej komisji gospodarki. "Zjeść też nie ma gdzie, gdy już przy drodze pojawiła się mała restauracja, to dojazd do niej był tak trudny, że ostatecznie z niej zrezygnowaliśmy.

Kraczkowski i jego koledzy przerazili się jednak dopiero wtedy, gdy wjechali do Dnietropietrowska, trzeciego co do wielkości miasta na Ukrainie. "Już na samym wjeździe do miasta omal nie wpadłem do niezabezpieczonej ogromnej studzienki kanalizacyjnej, a kilkadziesiąt metrów dalej, na torowisku tramwajowym uszkodziłem sobie oponę" - emocjonuje sie nasz rozmówca.

"Sam dojazd do stadionu też jest fatalny: dziury, błoto i jakieś sterczące druty, zresztą nie można tam w ogóle trafić, oznakowanie jest fatalne, wszystko w bukwach. W końcu zapytaliśmy kogoś o drogę" - wspomina. Jednak, jak dodaje, to, co zobaczył po chwili, kompletnie go zaskoczyło - budowa stadionu jest bardzo zaawansowana, robotnicy zwijają się jak w ukropie, pełno ludzi i jeszcze więcej nowoczesnych maszyn - relacjonuje. Z rozmów na miejscu jasno wynika, że mieszkańcy Dnietropietrowska traktują sprawę budowy stadionu jak niemal walkę o własne życie. "Ukraińcy podchodzili do nas i pytali, czy to prawda, że Polska wraz z Niemcami chcą odebrać nam Euro" - to pytanie słyszałem niemal bez przerwy.

Po wizycie w Dnietropietrowsku Kraczkowski tą samą drogą wrócił do kraju. "Tym razem postanowiłem jednak zjechać z głównej trasy i odwiedzić zarówno Kijów, jak i Lwów, w obu miastach infrastruktura znów porażała, pełno dziur, jakieś kable, w jezdni nawierzchnia przypominała to, co znamy z najmniejszych polskich mieścinek" - podkreśla polityk. A główny problem to znów fatalne oznakowanie. Jednak gdy już udało mu się dojechać do stadionów, to te znów pozytywnie zaskakiwały. "Myślę, że nie jest tak źle i Polska z Ukrainą wspólnie będą mogły się cieszyć z Mistrzostw Europy w 2012 r." - podsumowuje swoją podróż poseł.

Być może jednak za Ukraińców będzie się musiał tłumaczyć dziś polski premier. Donald Tusk ma spotkać się z przebywającą w Polsce delegacją UEFA. Jak piszą włoskie dzienniki, szef UEFA Michel Platini podjął już decyzje o przeniesieniu mistrzostw do Włoch i Francji. Oficjalnie jednak w centrali UEFA nikt nie chce się wypowiadać na ten temat.













Reklama