Zapasy jedzenia, które pszczoły zrobiły na jesieni, już się kończą. Owadom może grozić śmierć głodowa.

One pół roku żyją w zamknięciu i zapasy powinny starczyć właśnie na ten czas - mówi prezes Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Warszawie Tadeusz Woszczyński. - Jeśli jedzenia zabraknie, rodzina ginie - dodaje.

Reklama

Pszczelarze wkładają jesienią do uli przeciętnie około piętnastu kilogramów cukru. Ten zapas musi starczyć pszczołom na całą zimę.



Tadeusz Woszczyński mówi, że bez pszczół życie na Ziemi byłoby o wiele trudniejsze. - Pracowite owady zapylają większość roślin, którymi żywimy się my i inne zwierzęta. Albert Einstein powiedział kiedyś, że jeżeli zabraknie pszczół, to po czterech latach my także wyginiemy. Pszczoły są katalizatorem w rozwoju przyrody - podkreśla pszczelarz.

Pracowitym owadom bardzo szkodzi także postępująca chemizacja rolnictwa. Ekolodzy z Greenpeace zajęli się tą sprawą i właśnie kończą przygotowywanie specjalnego raportu. Rzecznik ekologów Jacek Winiarski mówi, że w przypadku wymarcia pszczół świat nieodwracalnie by się zmienił. - Jeżeli nie będzie zapylaczy, to padnie cała produkcja owoców i warzyw. Pozostaną nam tylko zboża. Póki jest jeszcze szansa, trzeba powstrzymać wymieranie pszczół - apeluje ekolog.

Z problemem wymierania pszczół zmagają się już na przykład niektóre regiony Chin. Zastępy robotników muszą tam zapylać rośliny ręcznie. Greenpeace obliczył, że gdyby pszczoły wymarły na Ziemi całkowicie, to ludzie musieliby wydawać 153 miliardy dolarów rocznie na ręczne zapylanie roślin.

Szacuje się, że w Polsce żyje obecnie około miliona dwustu tysięcy rodzin pszczelich.