Ostatnie dwie kadencje koledzy Widackiego z lewicy robili wszystko, aby wykazać, że z komisjami śledczymi nie ma się co liczyć. Z radością przyjęli, wspólnie z PO, orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które sejmowych śledczych mocno ograniczyło. Sam Widacki jednej z komisji wkładał kij w szprychy jako adwokat Jana Kulczyka. A tu taka odmiana! Niedawno w komisji ds. śmierci Blidy recepty na to, aby prokuratorzy coś powiedzieli, szukał Ryszard Kalisz. Choć w analogicznym gremium ds. afery Rywina tak energicznie bronił świadków przed dręczeniem przez posła Rokitę, aż ten mu wypomniał adwokacką profesję.
Obaj panowie powołują się na paragrafy: tam mieli rację i tu ją mają. Ale polityka to też wrażenie. Jeśli tyle energii włożyło się w przeszkadzanie parlamentarnym dochodzeniom A i B, trudno stać się wiarygodną gwiazdą dochodzenia C. Tę uwagę dedykuję i Arkadiuszowi Mularczykowi z PiS, który z satysfakcją przypominał, że prokuratorzy zeznawać nie muszą. Czy pana partia była równie wyrozumiała wobec świadków w komisji ds. banków w poprzedniej kadencji?
Naprzemienność ról czyni z tych przesłuchań osobliwy teatr. To oznacza moralny wyrok na komisje śledcze. Skazane na przesłuchania za zamkniętymi drzwiami mogłyby obronić swoje ustalenia tylko wówczas, gdyby stanowiły względnie lojalny team. A tak pisowska opozycja zaraz ogłosi, że mamy do czynienia z manipulacją. Ale lewicowo-platformerskiej większości można powiedzieć: sami tegoście chcieli. Tak podgryzaliście kiedyś komisje śledcze, że dziś nie macie z nich pożytku.
Z jednego partie mają pożytek: z członków. W amerykańskich komisjach wielu kongresmenów działa trochę na własny rachunek, czasem na niekorzyść swoich. Inaczej parlamentarne dochodzenia są prostym aktem partyjnych porachunków. W Polsce najbardziej zasłużeni ludzie stali się stemplami.
Patrzyłem z zażenowaniem, jak podczas obrad komisji sprawiedliwości badającej sprawę przeszukań u członków komisji weryfikacyjnej posłowie PO basowali funkcjonariuszowi ABW. W następnej kadencji, gdy stracą władzę, odbiją to sobie. Będą patrzeć rządzącym na ręce. Ale bezsilnie, bo wtedy posłowie PiS nie pozwolą im zrobić krzywdy. Sprawiedliwości można było szukać w parlamencie tylko w krótkim czasie, gdy sypiąca się lewica nie była w stanie upilnować własnych szeregów.