O co konkretnie obnawia się reżyser "Wałęsy"

- Dowiaduję się, że istnieje ewentualność, w której część dzieci będzie się uczyć o seksie, a część nie będzie się uczyć - to co się stanie za chwilę? Część dzieci będzie się uczyć jednej historii Polski, a część drugiej. Do tej drugiej już są nauczyciele przygotowani przez instytut księdza Rydzyka. I będziemy mieli dwie historie. Może i geografii będą się uczyć różnych? Już nie mówię o tym, że dzieci, które nie będą się uczyć o seksie, i tak od tamtych się dowiedzą. Tylko ktoś, kto nie był dzieckiem, mógł wpaść na taki głupi pomysł - mówi w wywiadzie dla "GW" Andrzej Wajda.

Reklama
W obszernym wywiadzie reżyser opowiada o swojej rodzinie i twórczości. Podejmuje też tematy polityczne. Wybitny polski reżyser zabiera głos w sprawie katastrofy smoleńskiej, a także broni dobrego imienia Lecha Wałęsy.
Reklama
- Wyrobiłem sobie pogląd, co musiało się wydarzyć w Smoleńsku. Dzień po katastrofie przeczytałem zdanie działacza PiS-u, który powiedział, że prezydenta nie wiezie się jak walizkę – z czego wynika, że prezydent w trakcie lotu (…) może powiedzieć np.: "skręćcie tu trochę w prawo". To nieszczęście mogło być konsekwencją takiego myślenia – uważa reżyser.
Jak przypomina, że trzy dni przed katastrofą smoleńską leciał prezydenckim Tu-154M razem z premier Donaldem Tuskiem.
Po pierwsze, Tusk był punktualny. Przywitał się z nami, dostaliśmy wiadomość, że pogoda jest w porządku, udaliśmy się do samolotu. Wystartowaliśmy, wylądowaliśmy - podkreśla.
Andrzej Wajda zaznacza też, że podczas tamtego lotu nikt nie wchodził do kabiny pilotów, ani nikt nie pytał premiera, czy jest zadowolony. – Dalej: czekaliśmy w samolotach, bo miał nadlecieć prezydent Putin. Jego samolot stanął obok naszego – były takie same. Jeśli chodzi o lotnisko w Smoleńsku, niech nie opowiadają, że tam są jakieś dziury, żadnych nie doświadczyłem. Wręcz przeciwnie, ma jedną wielką zaletę, dłuższy pas startowy, bo jest lotniskiem wojskowym, wygodnie na nim wylądować – stwierdza Wajda.