W podpalonym domu związków zawodowych na odeskim Kułykowym Polu, pod którym od wielu tygodni mieściło się niewielkie miasteczko namiotowe przeciwników Majdanu, zginęło kilkadziesiąt osób. Według niepotwierdzonych informacji wśród oblężonych separatystów byli obywatele Rosji. Jeśli to prawda, Władimir Putin pretekst do interwencji zbrojnej już ma. A jeśli ją faktycznie planował, wykorzysta go. Wojna w Gruzji również zaczęła się, bo Moskwa musiała „bronić własnych obywateli” u sąsiada. Tym razem ci „właśni obywatele” to nasłani dywersanci.
Termin jest idealny: tak Ukraińcy jak i Rosjanie między 1 a 9 maja działają na pół gwizdka. W dni wolne od pracy aktywność separatystów do tej pory znacznie się nasilała. Triumfalna parada rosyjskiej armii w Doniecku, Charkowie albo i Kijowie na 9 maja, świętowanym w byłym ZSRR jako dzień zwycięstwa nad faszyzmem, miałaby również znaczenie symboliczne. Co więcej, w warunkach wojny przeprowadzenie wyborów prezydenckich 25 maja byłoby niemożliwe. A to z kolei oznacza, że Kreml nadal mógłby powtarzać własną tezę o rządzącej Kijowem nielegalnej juncie bez legitymacji.
Nie oznacza to jednak, że wojna jest nieunikniona. Wiele nadziei Rosji, wynikających częściowo z niezrozumienia sytuacji na Ukrainie, nie sprawdziło się. Wbrew słowom Putina „Jugowostok”, jak rosyjskie media nazywają południowy wschód Ukrainy, nie jest jednorodny. W Słowiańsku czy Doniecku separatyści mogą przy biernej reakcji ludności zajmować dowolne budynki. W Odessie, choć również rosyjskojęzycznej i raczej ambiwalentnej jeśli chodzi o ocenę Majdanu, nie mają na to szans, co pokazały wydarzenia z 2 maja.
To z kolei oznacza, że planowana mała zwycięska wojenka mogłaby się łatwo obrócić w drugi Afganistan. Szybkie zwycięstwo dla Putina oznaczałoby kolejne po aneksji Krymu wywindowanie poparcia społecznego. Gdyby natomiast ugrzązł tam na dłużej przy dużej liczbie ofiar, Ukraina byłaby dla niego tym, czym dla Ameryki był Wietnam. „Ładunek 200”, jak nad Wołgą określa się trumny z zabitymi żołnierzami, z pewnością Putinowi nie pomoże. Reakcja na Odessę przyniesie odpowiedź na pytanie, w jaki sposób Rosja oszacowała to ryzyko.