Gospodarka się rozwija, bezrobocie spada, ludzie się bogacą (także dzięki 500 plus), można robić interesy. Straszna to wiadomość dla opozycji, ale w czasach gospodarczej koniunktury trudno wyprowadzić ludzi na ulice. Demokracja i wartości schodzą na dalszy plan, gdy można kolejny raz w tym roku wyskoczyć nad morze.

Skąd ta poprawa

Na początek odłóżmy politykę i odnotujmy fakty. W drugim kwartale tego roku produkt krajowy brutto Polski wzrósł o 4,4 proc. To dane Eurostatu, nasz Główny Urząd Statystyczny szacuje ten wzrost na 3,9 proc. Agencja Moody’s podwyższyła prognozy wzrostu PKB w całym 2017 r. z 3,2 do 4,3 proc. W 2016 r. inwestycje zagraniczne wzrosły o 15 proc. Stawka CIT dla małych firmy spadła z 19 do 15 proc. Dochody z VAT w lipcu poprawiły się o 25 proc. i przekroczyły 94 mld zł. W połowie roku nadwyżka budżetowa przekroczyła 5,9 mld zł, co nie zdarzyło się od początku lat 90. No i jeszcze JP Morgan, jeden z największych banków inwestycyjnych świata, chce ulokować nad Wisłą swoją placówkę, co ma dać kilka tysięcy miejsc pracy.
Reklama
Dalej. Bezrobocie w skali kraju wynosi 7,1 proc. i jest najniższe od 26 lat. Powiaty, które jeszcze kilka lat temu zbliżały się w tej statystyce do 20 proc., dziś przebiły magiczną dla nich barierę, schodząc poniżej 10. Urzędy pracy mają problem z wydatkowaniem funduszy na walkę z bezrobociem, brakuje chętnych do skorzystania z tej pomocy. Pracodawcy ściągają pracowników z Ukrainy, bo Polacy nie chcą wykonywać prac montażowo-produkcyjnych. 3,8 mln dzieci obejmuje program 500 plus, co oznacza, że korzysta z niego 55 proc. dzieci do 18. roku życia. Budżet państwa to obciążenie wytrzymał.
Fakty odnotowaliśmy, nałóżmy na nie teraz interpretacje polityczne. Są dwie dominujące. Pierwsza mówi, że to wszystko zasługa Prawa i Sprawiedliwości. Sytuacja gospodarcza się poprawiła, bo kraj jest w końcu porządnie zarządzany. Ograniczono patologie, zaktywizowano urzędników, którym najpierw przekazano jasne wytyczne. Przedsiębiorcy inwestują, bo wbrew kasandrycznym zapowiedziom opozycji przyszłość widzą w jasnych barwach. Dzięki podwyższeniu płacy minimalnej i wprowadzeniu minimalnej stawki godzinowej poprawiły się relacje na rynku pracy, a dobra sytuacja gospodarcza przyciąga inwestorów z zagranicy.
Druga interpretacja, opozycyjna, oparta jest nie na negacji faktów, bo o to trudno, ale na podważaniu zasług PiS. PKB rośnie, bo PiS odziedziczył po poprzednikach gospodarkę w doskonałej kondycji. Stawki CIT co prawda obniżono, ale przecież wiadomo, że 65 proc. spółek tego podatku nie płaci, więc to nic w ich sytuacji nie zmienia. Dochody z VAT się poprawiły dzięki sztuczce księgowej – urzędy skarbowe wstrzymują zwroty podatku, to się kiedyś skończy i ujrzymy sytuację budżetu państwa taką, jaka jest w istocie. Sytuacja na rynku pracy jest doskonała, bo ponad dwa miliony młodych, prężnych Polaków, wybrało zagranicę, a większość w czasach, gdy pierwszy raz rządził PiS. 500 plus co prawda działa, ale ma swoje mankamenty, bo niby dlaczego samotna matka z dzieckiem go nie dostaje, jeśli zarabia trochę więcej? Przecież wiadomo, że to jej się ten dodatek najbardziej przyda. I tak dalej.
A teraz, szanowni czytelnicy, zróbmy proste ćwiczenie: załóżmy, że tych politycznych interpretacji nie ma. Co nam zostaje? Fakty. Nieważne, co mówią politycy, ważne, co się dzieje w istocie. Te jednoznacznie pokazują, że nasza sytuacja ekonomiczna się poprawia. Są jeszcze spory światopoglądowe i konflikt wartości, ale skąd pewność, że to one determinują polityczne wybory?

Lament nad sondażami

To zadziwienie słychać z wielu stron. Jak to możliwe, że PiS-owi rośnie? Przecież był zamach na sądy, zagrożona jest demokracja, wojujemy z Unią na wszystkich frontach, a nasza polityka zagraniczna to katastrofa. Nie wspominając o Trybunale Konstytucyjnym i przygotowywanym w ciemnych gabinetach Nowogrodzkiej zamachu na media. Czy Polacy tego nie widzą? Co się z nimi stało, że ulegli urokowi człowieka zaczadzonego nienawiścią i nie boją się jego dyktatorskich zapędów i fanatyzmu? Im dalej od wyborów, tym poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości wyższe, im więcej wpadek i niezręczności, tym gabinet Beaty Szydło zbiera lepsze notowania. Przecież to się kupy nie trzyma.