DGP: Wciąż nie wiadomo, czy dojdzie do porozumienia określającego warunki brexitu i przyszłe relacje ze Wspólnotą. Polska na tle innych państw członkowskich ma bardziej elastyczne stanowisko w tej sprawie. Warszawa mogłaby przekonać Brukselę do bardziej kompromisowego podejścia?
Jonathan Knott: Trudno mi o tym mówić, bo nie mam pojęcia, jak wygląda ustalanie stanowiska w gronie 27 krajów członkowskich. Nie wiem nic o dynamice tych rozmów. Najważniejsze dla mnie jest to, by nadchodzące tygodnie przyniosły przyspieszenie w negocjacjach. Jestem optymistą, wierzę, że uda się wypracować dobre porozumienie. Moja jedyna poważna obawa dotyczy terminów. Rozmowy powinny przyspieszyć, by udało się wszystko dopiąć do końca marca, gdy Wielka Brytania wyjdzie z UE. Jeśli na szczycie w przyszłym tygodniu nie uda się osiągnąć porozumienia, to potrzebujemy dodatkowego szczytu w listopadzie na zawarcie umowy wyjścia Wielkiej Brytanii. Co prawda do brexitu pozostało jeszcze ponad pięć miesięcy, ale nie zapominajmy, że parlamenty potrzebują czasu na przyjęcie umowy. Listopad to może być ostatni dzwonek na porozumienie.
Wciąż jest jeszcze wiele znaków zapytania, jeżeli chodzi chociażby o przyszłe relacje handlowe.
Reklama
Często zapominamy o tym, jak dużo udało się osiągnąć w negocjacjach do tej pory. Rozmowy o ramach przyszłej współpracy już rozpoczęliśmy. Jak w każdych negocjacjach, najtrudniejsze kwestie zostały do uzgodnienia na koniec. Czasu zostało niewiele, dlatego teraz obie strony powinny zainwestować dużo energii w sfinalizowanie rozmów. Ufamy, że to się uda, chociaż oczywiście jesteśmy przygotowani na scenariusz, zgodnie z którym Wielka Brytania opuści Unię bez umowy. Konsekwencje mogą być na tyle poważne, że nieodpowiedzialnie byłoby się do tego nie przygotować. Traktujemy jednak to wyłącznie jako polisę ubezpieczeniową, bo wierzymy w porozumienie. I nie jest tak tylko dlatego, że jesteśmy optymistami. Po prostu wiemy, że następstwa braku umowy mogą być bardzo poważne.
Donald Tusk w Salzburgu dał jasno do zrozumienia, że czerwone linie nakreślone w negocjacjach przez obie strony na razie się nie spotykają. Ostrzegał, że może nie dojść do porozumienia.
Trzeba pytać pana Tuska, co miał na myśli. Strona brytyjska zaprezentowała potencjalne rozwiązania określające nasze przyszłe relacje, które szanują obie czerwone linie. Dla przykładu w Salzburgu strona unijna powtórzyła, że integralność wspólnego unijnego rynku musi być respektowana. Nasze propozycje to uwzględniają. Jesteśmy przekonani, że wizja relacji handlowych, jaką mamy, nie stanowi zagrożenia dla tej integralności.
Premier Theresa May po szczycie w Salzburgu podkreślała, że teraz trzeba usiąść i ustalić szczegóły. Uważamy, że punktem wyjścia powinny być propozycje brytyjskie. Unijni negocjatorzy od dawna pytali o to, jakie są nasze rozwiązania. Teraz mamy bardzo szczegółowy zestaw sugestii. I nie mówimy wcale, że tak muszą wyglądać rozwiązania, które zostaną przyjęte. Ale chcemy o nich rozmawiać, by stały się one akceptowalne dla wszystkich.
Brytyjski plan przewiduje pozostanie we wspólnym rynku towarów. Londyn chce zachować swobodę przepływu towarów, pozostałe trzy odrzucić. To jest wybieranie rodzynek, o którym mówi Bruksela.
Wielka Brytania nie chce być częścią wspólnego rynku i rozumie, że Unia nie chce podziału czterech swobód. Zamiast tego proponujemy utworzenie strefy wolnego handlu, która pozwoliłaby towarom przepływać pomiędzy krajami z korzyścią dla wszystkich stron. Chodzi o mechanizm gwarantujący, że towary nie utkną na granicy.
Co piąta ciężarówka na granicy z Wielką Brytanią jest polska, dlatego brexit żywo interesuje właśnie polską branżę transportu. Co jeśli nie będzie porozumienia? Polscy przewoźnicy policzyli, że wydłużenie kontroli ciężarówki na granicy o dwie minuty doprowadzi do utworzenia korka o długości 27 km.
Nie znam tych obliczeń, więc nie mogę się do nich odnieść. Byłem we wtorek na konferencji zorganizowanej przez polski sektor transportowy. Przekonałem się, że nasze rozwiązanie, które nazywamy „handlem bez tarć”, im odpowiada, bo oznacza płynny przepływ towarów, brak opóźnień i minimalne zmiany w procedurach. Biznes będzie dalej mógł działać. „Handel bez tarć” może również pomóc w rozwiązaniu problemu granicy z Irlandią.
Pod warunkiem że obie strony się dogadają. A jeśli nie? Jak uniknąć gigantycznych korków?
Jeśli nie będzie umowy regulującej relacje Wielkiej Brytanii z Unią Europejską, będziemy musieli powrócić do rozwiązań z czasów przedunijnych i szybko zastosować nowe środki, ale to będzie bardzo chaotyczne i trudne. Wolimy tego uniknąć. Im dłużej się zastanawiasz nad scenariuszem zakładającym brak umowy, tym bardziej nie chcesz jego realizacji. Wydaje mi się, że to jest oczywiste dla obu stron.
Możliwe, że wtedy będą zawierane porozumienia dwustronne? Na przykład umowa polsko-brytyjska dotycząca transportu?
To trochę hipotetyczna kwestia, ale w przypadku braku umowy będziemy musieli zminimalizować ujemne skutki. Poza transportem jest wiele innych obszarów, w których potrzebujemy współpracy. Chociażby kwestie związane z bezpieczeństwem. Nadal chcemy wymieniać się informacjami o międzynarodowych organizacjach przestępczych zajmujących się przemytem czy handlem ludźmi. Chcemy być częścią międzynarodowej współpracy antyterrorystycznej. Brak umowy sprawi, że te wszystkie kwestie będą zagrożone.
Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz mówi, że w przypadku braku porozumienia trzeba będzie się zastanowić nad zawarciem dwustronnej umowy w sprawie praw Polaków mieszkających na Wyspach.
Jestem przekonany, że dojdzie do porozumienia i będą obowiązywać gwarancje dla obywateli już wynegocjowane. Wtedy sytuacja tych ludzi praktycznie się nie zmieni. Zakładając jednak raczej mało prawdopodobny – mam nadzieję – scenariusz braku porozumienia, premier May zapewniła, że obywatele krajów członkowskich mogą zostać w Wielkiej Brytanii bez względu na wynik negocjacji. Liczymy, że pozostałe kraje zrobią to samo wobec obywateli brytyjskich. Brytyjski rząd chce, by osoby mieszkające w Wielkiej Brytanii nie miały powodów do zmartwień, nawet w przypadku najczarniejszego scenariusza.
Najlepszym rozwiązaniem dla nich byłoby jednak, gdyby Wielka Brytania pozostała w Unii Europejskiej. Wciąż pojawiają się głosy nawołujące do przeprowadzenia drugiego referendum. To możliwe?
Trudno mi sobie wyobrazić drugie referendum. Zorganizowanie pierwszego, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za wyjściem, zajęło 13 miesięcy. Do 29 marca zostało nieco ponad pięć miesięcy. W polityce wszystko jest możliwe, ale to naprawdę jest trudne do wyobrażenia. Dzisiaj z pewnością nie ma żadnych planów zorganizowania drugiego głosowania. To techniczny wymiar tej kwestii. Jest jeszcze ten merytoryczny, który oznacza tyle, że w referendum Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii i teraz rząd musi zrobić to, co ludzie postanowili.
Wielka Brytania jest najpopularniejszym kierunkiem dla polskich studentów. Po brexicie chętni do studiowania na Wyspach będą jeszcze mieli taką możliwość?
Jest to częścią negocjacji, które teraz się toczą. Studenci, którzy już rozpoczęli naukę na brytyjskich uczelniach, będą mogli kontynuować ją na obecnych warunkach. To oznacza dostęp do pożyczek i czesne na obecnym poziomie. Dotyczy to także studentów, którzy zaczęli studia w Wielkiej Brytanii w tym roku.
Teraz rozmawiamy o tym, jak to ma wyglądać w przyszłości. Nie dotyczy to tylko polskich studentów chcących studiować w Wielkiej Brytanii, ale również brytyjskich, którzy będą chcieli podjąć studia w Europie kontynentalnej. Nie wiem, jaki będzie rezultat tych rozmów, ale my liczymy, że polsko-brytyjska wymiana studentów utrzyma się na wysokim poziomie. Z mojego punktu widzenia to działa teraz bardzo dobrze. Mamy też bardzo dobrą współpracę pomiędzy uniwersytetami. Wielka Brytania jest jednym z głównych partnerów Polski, jeśli chodzi o kooperację w zakresie badań i innowacji. Osiem na dziesięć najlepszych uniwersytetów w Europie znajduje się w Wielkiej Brytanii. Cztery brytyjskie uczelni są w dziesiątce najlepszych na świecie. To świadczy o zadziwiającej jakości szkolnictwa wyższego w Wielkiej Brytanii, więc mam nadzieję, że współpraca w tym zakresie będzie kontynuowana.
Jak po brexicie będziemy podróżować do Wielkiej Brytanii? Czy wizy będą potrzebne?
Nie ma jeszcze rozstrzygnięć dotyczących polityki migracyjnej po brexicie.
Rząd chce zrobić wszystko, by maksymalnie ułatwić przyjazd osobom, które będą chciały odwiedzić Wielką Brytanię. Proponujemy wzajemne uzgodnienia o ruchu bezwizowym umożliwiające obywatelom Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej swobodne przemieszczanie się w celach turystycznych w przyszłości.
Dopiero rozpoczyna się dyskusja na temat tego, co będzie z osobami, które będą chciały przyjechać na dłużej, by pracować i żyć w Wielkiej Brytanii. Ten temat został poruszony podczas konferencji Partii Konserwatywnej. Padły sugestie, by kryterium nie był kraj pochodzenia, ale to, jakie dana osoba posiada kwalifikacje i jakie są potrzeby rynku brytyjskiego. To jednak będzie wymagało dalszych rozstrzygnięć.