MICHAŁ KARNOWSKI: Pamięta pan jeszcze, co mówił o Andrzeju Urbańskim, gdy zastępował pana na fotelu prezesa TVP?
BRONISŁAW WILDSTEIN
*: Nie pamiętam.

Reklama

Że nie taki pan głupi, żeby w tej sprawie coś sądzić lub nie sądzić, i że Urbański powinien zrzucić kostium polityka.
Tak, przypominam sobie. Dokładnie to mówiłem.

Teraz już pan coś sądzi?
Owszem, sądzę, ale nie będę się wypowiadał, by nie zostać posądzonym o stronniczość. Mogę powiedzieć tylko tyle, że moje obawy zostały potwierdzone.

To jest zła telewizja?
Nic więcej nie powiem, by nie zostać posądzonym o stronniczość.

Ale wraca pan jednak do TVP, o czym z dumą donosi prezes Urbański. Coś się więc zmieniło od kwietnia, kiedy pana odwoływano.
Sprawa jest bardziej skomplikowana. Telewizja publiczna jest dobrem publicznym. A jeśli mogę zrobić w niej coś sensownego, przyzwoicie, to próbuję. Nie wszystkimi instytucjami, w których pracowałem, byłem zachwycony od początku do końca. Takiego luksusu nigdy nie miałem.

Platforma Obywatelska żąda odejścia prezesa Urbańskiego. Mówi o skrajnym upartyjnieniu TVP. Prezes zasługuje na taką ocenę?
Przede wszystkim warto przypominać bez końca, że najbardziej TVP była upartyjniona za prezesury Roberta Kwiatkowskiego. W tym kontekście telewizja prezesa Urbańskiego jest wzorcem bezstronności.

Ale jest jeszcze jeden wątek. Bo paradoksalnie w sytuacji, jaką mamy, w sytuacji coraz bardziej niepokojącego chóru mediów związanych z establishmentem, nawet obecna TVP jest dużą wartością. I niepokoi mnie, że próba przejęcia telewizji publicznej zastępuje PO projekty reform. Dlatego jaka by nie była ta telewizja Urbańskiego, jest lepsza, niż gdyby miała zacząć mówić tym samym językiem co wszystkie telewizje prywatne. Pluralizm jest podstawową wartością w demokracji.

Reklama

Jak będzie wyglądał pana program?
To jest program Instytutu Pamięci Narodowej, który ma przybliżyć historię, pokazać, jak mocno jest ona obecna w naszym życiu. To ważne i interesujące. Pomysł powstał w lecie pomiędzy IPN a krakowskim ośrodkiem TVP. Zgodziłem się wtedy go prowadzić, ale pod warunkiem, że będę także jego redaktorem. Potem jednak zapadła wielomiesięczna cisza, jak rozumiem z powodu braku odzewu ze strony kierownictwa TVP w Warszawie. Aż do teraz, kiedy usłyszałem, że mam robić program szybko, już na styczeń. To bardzo trudne, ale cóż - spróbujemy.

Jaka będzie formuła?
Nie ma schematu, podstawą będzie materiał, jaki posiadamy. Raz to będą głównie archiwalne nagrania, rewelacyjne dokumenty, innym razem dyskusja. Nie chciałbym krępującej sztancy.

To dość precyzyjna wizja. A więc wszystko zostało dogadane i podpisane? Rozmawiał pan z Andrzejem Urbańskim?
Nic nie zostało podpisane. Prezes Urbański ze mną nie rozmawiał. O programie wiem od szefa krakowskiego ośrodka Witolda Gadowskiego, który otrzymał w tej sprawie słowne zapewnienia. I chyba rzeczywiście muszę spotkać się z prezesem Urbańskim, bo jakieś dokumenty trzeba podpisać.

Nie rozumiem. Wczoraj na łamach DZIENNIKA rozmawiałem z prezesem TVP i on mówił o tym programie jako o pewniku.
Czytałem. Ciekawy był też materiał w "Wiadomościach" na ten temat. Piękny wywód o tym, że do telewizji wraca wreszcie po latach wybitny dziennikarz Tomasz Lis. Potem prezes Urbański mówił, jaki to jest szczęśliwy z tego powodu. Tę samą myśl wypowiedział też szef TVP 2 Wojciech Pawlak. I wreszcie sam Lis powiedział skromnie, że nauczy telewizję publiczną, jak robić telewizję publiczną. I na koniec dodano, że wróci także do telewizji Bronisław Wildstein. W jakim charakterze, nie podano.

Cieszy pana to zestawienie z Tomaszem Lisem?
Każdy może zestawiać, jak mu się podoba. Ale nie czuję się żadną przeciwwagą, to zupełnie inny, innej rangi program! Nikt mi nie proponował żadnego programu o polityce czy sprawach aktualnych. I podkreślam - nawet ta oferta, jaką dostałem, wyszła przede wszystkim z IPN.

Zaskoczyło pana, że Lis zdecydował się wrócić do TVP?
Nie, w ogóle mnie nie zaskoczyło.

Dlaczego?
Ha, jakby to ująć... Obserwując niektórych kolegów dziennikarzy, mało mnie zaskakuje. Niech każdy sam oceni, sam zestawi wcześniejsze wypowiedzi Lisa o TVP i sam wyciągnie wnioski. Ja nigdy tak, takim językiem, o telewizji publicznej nie mówiłem.

Po pana odejściu z TVP kilka osób, w geście solidarności, zrezygnowało z pracy w telewizji. Choćby Igor Janke, Dorota Gawryluk.
Pan też zrezygnował z programu, odszedł z "Wiadomości" pana brat Jacek Karnowski i inni.

No właśnie. Czy zastrzeżenia wobec prezesa, który przychodzi wprost ze świata polityki, się zdezaktualizowały?
Nie zdezaktualizowały się. Ale też nie można się na zawsze obrażać na rzeczywistość. Nie można powiedzieć: to nie będę już nic robił. Ale w tym kontekście warto przypomnieć, co mówił Tomasz Lis i jego koledzy w momencie, gdy przyjmowałem tę nominację. Otóż twierdzili, że ponieważ jest to nominacja polityczna, to lepiej żeby przyjął ją jakiś urzędnik partyjny niż niezależny dziennikarz. Używano wtedy strasznych słów. I dziś, gdy patrzę jak przyjmują wszelkie propozycje, gdy one im pasują, bawi mnie to wspomnienie.

Gawryluk powinna wrócić do TVP, jeśliby chciała?
Dlaczego nie. Jakby mogła i chciała, to może warto.

Nie sądzi pan, że może mieć poczucie zawodu, że teraz pan wraca do TVP?
Ale przypomnę, nikogo nie namawiałem, by odchodził. Wręcz przeciwnie, mówiłem, żeby takie decyzje podejmować roztropnie. I nie cofam zastrzeżeń do sposobu mojego odwołania. Ale czy to oznacza, że mam się skazywać na nieistnienie? Czy mam uznać, że skoro generalnie nie odpowiada mi pejzaż medialny, to mam wyciągnąć ostateczny wniosek, iż mam nic nie robić?

Czy liczy pan na równie duży kontrakt jak ten Lisa?
Dobry żart. To pewnie będzie ułamek tamtej sumy. Nie robię tego dla pieniędzy.

p

Bronisław Wildstein, działacz opozycji antykomunistycznej, pisarz, dziennikarz. Do kwietnia 2007 r. prezes TVP