Następnie Lech Kaczyński towarzyszył premierowi Donaldowi Tuskowi, gdy ten podpisywał traktat w Lizbonie. Wszystko działo się za zgodą braci Kaczyńskich. A teraz nagle narodziły się wątpliwości?

Reklama

Ratyfikację traktatu można było przekuć w sukces PiS i prezydenta, a tymczasem to środowisko zaczęło traktat kontestować. Nie mogę zrozumieć radykalizmu prezesa PiS, który powiedział niedawno, że jeżeli dojdzie do referendum, to będzie namawiał do głosowania na "nie". Być może wypływa to z chęci przypodobania się mediom ojca Rydzyka, które przespały negocjacje w Brukseli i podpisanie traktatu w Lizbonie, a teraz zaczęły mieć wątpliwości. Zaczął je też mieć Jarosław Kaczyński.

Idąc w ślady Radia Maryja, prezes kieruje się wyłącznie partyjnym interesem. Chyba zapomniał, że nowoczesna prawica nie powinna okopywać się tam, gdzie są frustraci, tylko myśleć o tym, co można zrobić dla Polski. Jeżeli prezes PiS tak zabiega o skrajny elektorat, to proponuję, by połączył się z LPR. Swoim zachowaniem w sprawie traktatu na pewno zniechęca do PiS wyborców umiarkowanych.

Partia Kaczyńskiego w tej sprawie kompletnie się pogubiła. Jest jak statek na oszalałym morzu, którego załoga chce dotrzeć do celu, a kapitan nie wie co robić.

Prezydent powinien huknąć na swojego brata i powiedzieć mu, co o tym wszystkim myśli. Niestety, po raz kolejny, zamiast kierować się interesem państwa, wyraźnie wziął stronę PiS. Zachowuje się trochę tak, jakby był w dwóch postaciach. Mieliśmy okazję obejrzeć w telewizji Lecha Kaczyńskiego, który wygłasza orędzie przeciwko sobie. Bo przecież to on wynegocjował traktat!

Tak podsumował orędzie prezydenta jeden z moich znajomych zamieszkały w Nowym Jorku: to zupełnie tak, jakby Bush ilustrował swoje orędzie muzyką z "Bonanzy".

Myślałam, że uda się znaleźć wyjście z tej sytuacji, kiedy prezydent zaprosił do siebie przedstawicieli klubów. Jednak gdy rozmowy trwały, telewizja już emitowała wcześniej nagrane orędzie. Prezydent nie miał nawet zamiaru rozważyć wątpliwości swoich gości! Teraz ma rozmawiać o ratyfikacji z premierem. Nie wiem, czy uda im się dojść do porozumienia. Może po prostu powinni się zgodzić na referendum i już.