Magdalena Rigamonti: "Na tygrysy mają visy...".
Stefan Meissner: „To warszawiaki fajne chłopaki…”. Będziemy śpiewać? Mnie słoń na ucho nadepnął, ale za to mam pamięć słonia. Wszystko pamiętam ze szczegółami.
Pan nie miał visa, tylko stena.
Tak, sten to inna broń. Ale miałem go tak gdzieś od połowy sierpnia. Wcześniej miałem karabin. Mój brat miał visa.
Reklama
Zbyszek. Zginął w powstaniu.
Zginął. Słyszę, że pani trochę o mnie wie. Napisałem o tym w książce. Syn przetłumaczył ją na angielski.
Ludwik, ten, który z panem teraz przyjechał do Polski z Kanady?
Nie, Julek, starszy. Ja mam pięciu synów. Nas też było pięciu braci.
Kiedy pan zaczął mówić synom o powstaniu?
Chyba moja żona zaczęła pierwsza.
Ludwik, najmłodszy syn Stefana Meissnera przysłuchuje się naszej rozmowie.
Ludwik Meissner: Mam czterech starszych braci. Najmłodszy z nich jest o 11 lat ode mnie starszy, a najstarszy aż o 18. Między tą czwórką jest stosunkowo niewielka różnica wieku i oni też więcej dostali od rodziców, nie tylko historii z powstania, lecz także odczuć i emocji. Mama nie mówiła często na temat powstania, ale jeśli już, to emocje były tak silne, że płakała. To na pewno miało wpływ na moich braci.
Panie Stefanie, dzieciństwo pana synów to jest życie z Powstaniem Warszawskim.
Pamiętam, kiedy Piotr, mój trzeci syn, zauważył moje szramy, blizny na ciele. Byliśmy gdzieś nad jeziorem, na łące krowy się pasły. I on pyta, czy mnie krowa pogryzła. Chyba wtedy powiedziałem, co mnie spotkało. Kiedyś podsłuchałem, jak rozmawia z innymi chłopcami i opowiada, jak to jego tatuś był ranny, jak walczył. Wie pani, Powstanie Warszawskie dla mojej żony i dla mnie to były najintensywniejsze dni w całym naszym życiu. Napisałem niedawno wspomnienie dla synów i wnuków, które zatytułowałem „Miłość”. Moja żona pisała pamiętnik. Każdy dzień walki, jej myśli, jej uczucia są zapisane. Połączyłem fragmenty jej pamiętnika z moimi wspomnieniami z niezwykłych czasów, w których żyliśmy. Moja żona była sanitariuszką.