"Na wszelki wypadek <lochy> zostały opieczętowane, urzędnicy nie zostali zwolnieni, są ci sami co za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Do tych lochów nikt nie zaglądnie do czasów rozstrzygnięć powyborczych. Ja nawet palcem tych dokumentów nie tknąłem" - powiedział Komorowski pytany, czy w kampanii wyborczej pojawią się na niego jakieś haki. Było to odniesienie do słów, że w "w lochach" BBN są "haki".
Marszałek odpowiedział też na zarzuty, że w dniach narodowej żałoby po katastrofie pod Smoleńskiem nie umie odczuwać empatii.
"W polityce trzeba umieć kontrolować emocje. Nie znoszę ekshibicjonizmu uczuciowego przed kamerami. Jeśli trzeba się wzruszać, to się wzruszam, ale nie na potrzeby kamer. Bardzo trudne było powściągnięcie pokusy pokazywania uczuć na pokaz. Uważałem, że szacunek trzeba było pokazać pracą, a nie łzami na pokaz" - powiedział w TVN24 marszałek Komorowski.
Wyznał on, że kiedy dowiedział się o katastrofie prezydenckiego samolotu, rozważał rezygnację ze startu w wyborach. "Pierwszego dnia myślałem, żeby się wycofać. Trudno jest sprawować dwie najważniejsze funkcje w państwie i tańczyć wyborczego oberka" - powiedział Komorowski.
Marszałek ocenił, że w "skali państwa" należy stworzyć reguły dotyczące wspólnych lotów najważniejszych osób w kraju, nie tylko dowódców rodzajów sił zbrojnych.
Komorowski pytany czy wie kto dopuścił się tego, że w jednym samolocie lecieli wszyscy najważniejsi generałowie odparł: "Wiem kto zaprosił wszystkich generałów na pokład samolotu".
>>>Czytaj dalej>>>
"Dla mnie jest to sygnał świadczący o tym, że w skali państwa jest do wykonania praca. Praca, która musi polegać na tym, że nie tylko w obszarze sił zbrojnych, ale także władzy państwowej tworzy się pewne reguły obowiązujące, dotyczące tego kto z kim może, albo nie powinien latać" - dodał marszałek.
Pytany kto ma w tej sprawie nieczyste sumienie, Komorowski odparł, że to jest problem bezpieczeństwa państwa polskiego, a nie sumienia.
"Uważam, że normalnie w takiej sprawie wystarczyłyby nawet dwa telefony urzędników niższej rangi, może szefa kancelarii, kogoś kto organizuje te kwestie od strony rządowej. To się po prostu rozmawia. W atmosferze, która była - braku kooperacji, wszyscy się obawiali, że jakakolwiek sugestia w tej sprawie, albo zakaz wyjazdu z panem prezydentem będzie odebrany jako swoista polityczna agresja, czy niechęć" - mówił marszałek.
"Widać jak się mści na państwie polskim brak współpracy między głównymi organami państwa polskiego. Jak się mści atmosfera podejrzeń w tym zakresie, a nie współpracy, tu jest główne źródło nieszczęścia" - uważa Komorowski.
Pytany kto wyznaczał listę pasażerów marszałek mówił: "Wiem jedno - zawsze generałowie nie odmówią zwierzechnikowi sił zbrojnych - prezydentowi. Prezydent też nie jest od tego, żeby się tak bardzo nad tym zastanawiać czy zwiększa zagrożenie czy nie. Od tego ma urzędników, od tego miał szefa BBN i szefa Kancelarii. Coś tutaj nie działało w skali państwa polskiego".