Sam wprawdzie nie kandyduje na szefa służby zagranicznej, ma być ministrem rolnictwa, ale w końcu gdzie jest powiedziane, że polityka zagraniczna państwa ma być układana w MSZ. Konstytucja nic na ten temat nie mówi, a w zamian za prerogatywy decyzyjne w sprawach zagranicznych Sawicki będzie mógł oddać ministrowi resortowemu - ktokolwiek nim będzie - nadzór nad podorywkami wiosennymi i odpowiedzialność za zaopatrzenie rynku w sznurek do snopowiązałek.

Reklama

Marek Sawicki nadaje się wyjątkowo na guru polskiej polityki zagranicznej, na jej drogowskaz i twórcę zasad, bo ma w tej dziedzinie wyjątkowe kompetencje. Objawił je wczoraj w wywiadzie telewizyjnym. Wizja nowych stosunków z Rosją, przedstawiona przez Sawickiego, jest porywająca. Koniec z polityką historyczną i wspominaniem o jakimś Katyniu. Nie mówiąc już o innych zaszłościach, takich jak rozbiory, rzeź Pragi, wojna 1920 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Jałta, PRL. O tym się nie będzie wspominać. Stosunki polsko-rosyjskie Sawicki proponuje naprawiać bez żadnych warunków wstępnych.

Ze strony polskiej. Rosjanie jak tam chcą, bo ambicje Sawickiego nie sięgają jednak tak daleko, aby kształtować także politykę Putina. Sawicki jest gotów znieść wszystkie ograniczenia w inwestycjach rosyjskich w Polsce, w tym i w sektor energetyczny. Nie chce przy tym, aby w stosunki i konflikty polsko-rosyjskie wtrącała się albo pośredniczyła w ich rozwiązywaniu Unia Europejska. Sami sobie damy radę, bo najważniejsze jest odblokowanie eksportu polskich płodów rolnych do Rosji. Trzeba sprzedać Rosjanom trochę boczku, trochę cebuli i trochę kartofli, to jest jedyny interes narodowy, reszta się nie liczy.

Pan Marek Sawicki jest, niestety nie ostatnim, XIX-wiecznym pozytywistą w typie Stacha Wokulskiego z "Lalki". Tyle że Wokulski nie handlował mięsem, tylko manufakturą i nie zajmował się dyplomacją i polityką zagraniczną. Tylko kupiectwem. Ostrzegam Donalda Tuska przed dyplomatołkami z PSL, a Sawickiemu przypominam - w szczęśliwych czasach Wokulskiego Polska była częścią Imperium Rosyjskiego. Tak samo, jak w równie świetnej pamięci czasach RWPG. A do Polaków w Irlandii apeluję - nie podejmujcie decyzji o powrocie, póki się nie przekonacie, że jednak główną miarą sukcesów polityki zagranicznej nie będą worki z cebulą.

Reklama