Marszałek dziś skapitulował. Po kilku dniach gróźb stwierdził, że Ołdakowskiemu mandatu nie wygasi, a jedyne, co zrobi, to zaproponuje parlamentowi, by poprawić ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Tak, by już nigdy nie było wątpliwości, jakie funkcje można łączyć z zasiadaniem w Sejmie i Senacie.

Reklama

Komorowski wycofał się też z pytania o sprawę Ołdakowskiego sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Zapowiadał to dziś rano w Polskim Radiu. Ale nie zrobi tego, bo - jak tłumaczy - dotyczyłoby to przypadku tylko jednego posła.

Ze słów marszałka wynika, że całemu zamieszaniu winny jest poprzedni Sejm i sam Ołdakowski.

"Wszyscy dyrektorzy szkół, szpitali, bibliotek zrezygnowali ze swoich funkcji. Pan Ołdakowski nie" - mówił Komorowski. "Jest jedynym parlamentarzystą, który stwarza sytuację, gdy marszałek musi wygasić mandat albo podjąć inną decyzję" - tłumaczył dziennikarzom.

Reklama

Bronisław Komorowski tłumaczył również, dlaczego w poprzedniej kadencji o sprawie dwóch stanowisk Ołdakowskiego nie mówiono. "Dwa lata temu stworzono wyjątek na specjalną prośbę posła Ołdakowskiego" - tłumaczył.

"To nie jest problem polityczny, ale czysto prawny" - bronił się dziś w Polskim Radiu Bronisław Komorowski przed zarzutami polityków PiS. Twierdzili oni, że szantażuje posłów, żądając od nich wyboru - albo Sejm, albo dotychczasowe zajęcie. W grupie tych parlamentarzystów jest m.in. Jan Ołdakowski - dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.