"Na ogół sprawcami nadużyć seksualnych są konkubenci" - przekonywał tydzień temu na antenie Radia Zet Gowin, który kieruje zespołem mającym przygotować ustawę o in vitro. Według niego w takich środowiskach mamy najczęściej do czynienia z patologią. W poniedziałek w Magazynie 24 w TVN wypowiadał się inaczej: "Z moralnego punktu widzenia nie widzę problemu, żeby do in vitro miały dostęp wszystkie pary, które w sposób poważny podchodzą do problemu własnej bezpłodności" - oświadczył.

Reklama

Lewica triumfuje. "Niezwykle mnie cieszy, że w tak krótkim czasie poseł Gowin tak diametralnie zmienił poglądy. Można to uznać za pierwszy cud rządu Donalda Tuska" - ironizuje Marek Balicki z LiD.

Jolanta Szczypińska z PiS jest pewna, że to premier wpłynął na zmianę opinii Gowina. "Gowin ma poglądy konserwatywne. Na pewno otrzymał reprymendę i dlatego tak radykalnie zmienił stanowisko. Sam premier Tusk nie ukrywał nigdy, że należy do grupy liberałów" - mówi posłanka PiS. Tego samego zdania jest Joanna Kluzik-Rostkowska (PiS): "Nawet wicepremier Schetyna komentował publicznie, że ma inny pogląd niż Gowin" - zaznacza.

Szczypińska i Balicki nie mają też wątpliwości, że zakaz in vitro dla par niebędących małżeństwami byłby niekonstytucyjny, bo ustawa zasadnicza zapewnia wszystkim obywatelom równość wobec prawa.

Posłanka PO Julia Pitera uważa z kolei, że kluczową sprawą nie jest to, czy pary starające się o in vitro są małżeństwem, ale czy zagwarantowane będą prawa dziecka. "Na przykład jeśli z wolnego związku odchodzi partner, musi być gwarancja, że będzie ponosił koszty wychowania dziecka" - mówi Pitera.

Prof. Marian Szamatowicz, który jako pierwszy w Polsce dokonał zapłodnienia in vitro, mówi, że po takie zapłodnienie w 95 proc. zgłaszają się małżeństwa. "Opowieści, że korzystają z niej np. osoby homoseksualne, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością" - przekonuje Szamatowicz.