Sikorski zaapelował do Eriki Steinbach, by wzięła przykład z prezydenta Niemiec, który też urodził się w okupowanej Polsce, ale nie nazywa siebie wypędzonym. A do jej ziomkostwa zwrócił się, by odcięło się od Steinbach.
"Czy ludzie, których rodziny przez pokolenia tam mieszkały, chcą być identyfikowani z taką osobą jak pani Steinbach, która przyszła do naszego kraju z Hitlerem i z Hitlerem musiała się z niego wynosić? Która nie była żadną wypędzoną, tylko której rodzina, której tatuś, feldfebel Hermann bodajże, musiał czmychnąć, gdyż zwycięsko nacierały Armia Czerwona i Wojsko Polskie" - powiedział Sikorski.
"Prawdziwymi wypędzonymi była ta polska rodzina w Rumi, którą wypędzono z jej domu i w którym to domu pani Steinbach na nie swojej ziemi mieszkała" - dodał, odnosząc się do miejsca urodzenia Eriki Steinbach w 1943 roku.
Sikorski dodał: "Chciałbym podziękować pani kanclerz Angeli Merkel oraz wicekanclerzowi Frankowi-Walterowi Steinmeierowi za wrażliwość na polskie postulaty" - powiedział Sikorski w Brukseli, gdzie uczestniczył w posiedzeniu szefów dyplomacji państw UE.
Minister przytoczył słowa niemieckiego wicekanclerza i ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera, "że jego partia nie zaakceptuje tej osoby (Eriki Steinbach) jako członka fundacji poświęconej wysiedleniom Niemców". To dowodzi - zdaniem Sikorskiego - "skuteczności naszej polityki i że polityka lepszych stosunków zaczyna przynosić lepsze rezultaty".
>>> SPD: muzeum wypędzonych nie dla Steinbach
Wyrażając nadzieję, że sprawa Steinbach zostanie teraz definitywnie zakończona uniemożliwieniem jej udziału we władzach rady fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", Sikorski tłumaczył, że "głównym powodem niepokoju Polski jest to, iż głosowała ona przeciwko uznaniu granicy (w Bundestagu na początku lat 90.)". Jak dodał, "podważa to nasze zaufanie" co do przedstawienia przez nią historii "w zrównoważony sposób".