Wczoraj telewizja publiczna puściła darmowy blok wyborczy. Spoty, które jeszcze jakoś można znieść pojedynczo, w swej masie pokazały rozmiar dramatu. Czułam się, jakbym oglądała sen wariata.

Reklama

Te dziwne postaci, to niby ci, którzy mają nas reprezentować w Brukseli? I jeszcze zaczęli na siebie naskakiwać. Że Hubner to czerwona komisarz, hańba i post-PZPR. Że chamy leją papieża po ryju. A poza tym precz ze spadochroniarzami, liberałami, prezydentem i premierem, bo się kłócą i przynoszą wstyd.

To ma być fajne, zachęcające, mądre?

Jedna z posłanek przyznała mi się: "To było nie do zniesienia. Żenada i kicz. Oglądałam i wstydziłam się, że ja też kandyduję, bo przecież moją gębą jest oklejone całe miasto. Ale co mam zrobić?" Nie wiem, pani poseł.

Wiem, co teraz będzie. Prognozy już od pewnego czasu mówiły, że do eurowyborów pójdzie ok. 20 proc. Polaków i grozi nam najgorsza frekwencja w Unii. A każda emisja tego masakrycznego bloku to minus kolejnych kilka procent. Bo jeśli ktoś był niezdecydowany na kogo głosować, to po obejrzeniu tego horroru jest już pewien: do wyborów na pewno nie pójdzie.